Więcej
    Strona głównaBlogiPolityka ad nauseam

    Polityka ad nauseam

    Przypatrując się nużącej kampanii wyborczej chciałoby się przytoczyć słowa Andrzeja Kmicica „Kończ waść, wstydu oszczędź”. Tylko kto miałby stać się ich adresatem, skoro wszyscy gracze politycznej sceny równomiernie zawodzą…

    Upływająca VII kadencja Parlamentu winna wywoływać refleksje i podsumowania. Te zniwelowane zostały przez trwającą kampanią wyborczą mającą w perspektywie VIII kadencję Sejmu i Senatu. To, co przyniosło polskiej polityce gasnące czterolecie stanie się w przyszłości przedmiotem licznych prac i analiz. Teraz decyzje podejmowane przez rządzących w latach 2011 – 2015 są zaledwie pionkami na politycznej planszy. Odpowiedzialność ponosi za owy stan w dużej mierze prymat polityki nad prawem – reklamy nad produktem, czyli stanu rzeczy, który w polskiej polityce przejawia się wprowadzeniem do politycznego kompasu rządzącej formacji współrzędnych nadchodzących wyborów, a nie tych odnoszących się do jakości życia blisko 40 milionów Polaków.

    Politycy raczej myślą o wyborach, niż o swoich wyborcach. O tych myślą, gdy zbliżają się te pierwsze. Stąd też jakość sprawowanego przez nich mandatu. Produkt polityki, czyli poszczególne akty i uchwały muszą zostać tak przedstawione ogółowi, aby afirmował rządzące barwy polityczne i rad był z faktu, że opozycja jest w opozycji.

    Kryzys jakości polityki wynikający z dominacji horyzontu wyborczego nad horyzontem obywatelskim przejawiał się w tej kadencji chronicznie. Przykłady można by podawać jak z rękawa. Te niezależnie od sympatyzowanych barw każdy z nas może sobie dobrać samodzielnie. W momencie upływającej kadencji i zbliżającej się nowej warto pochylić się nad gasnącym parlamentaryzmem polskim nie z perspektywy poszczególnych stronnictw politycznych, ale z perspektywy Sejmu jako całości.

    Podczas trwania VII kadencji Parlamentu uchwalono ponad 700 ustaw. Ponadto podczas posiedzeń Sejmu posłowie łaskawi byli wygłosić blisko 40 000 przemówień. ( Do tego doliczyć można posiedzenia komisji, spec-komisji i konwentów seniorów, ale wówczas liczba wystąpień straszyłaby) Znalezienie w tych bajońskich liczbach fraz bezpośrednio odnoszących się do poprawy jakości życia Polaków i pisanych właśnie z taką inspiracją przypominałoby szukanie igły w stogu siana. Zagłębianie się w sejmowe statystyki jest stawianiem kroków na drodze politycznego zwątpienia. Agregując liczbę stron uchwalonych przez Sejm aktów prawnych ( akt prawny to także uzasadnienia, wyjaśnienia, ekspertyzy, statystyki etc.) i zestawiając ją z kalendarzem pracy łatwo można się doliczyć, że posłowie podczas sprawowania mandatu musieliby zapoznawać się z 50 stronami maszynopisu dziennie. Przeczytanie takiej ilości tekstu ze zrozumieniem przy trybie życia posła zabiegającego o sfotografowanie go podczas ważkich obchodów i chadzającego do telewizyjnych i radiowych stacji celem podtrzymania swoich wyborców na duchu jest – nierealne.

    Weryfikacja tych roboczych statystyk sprawdziłaby siłę tezy o prymacie polityki nad dobrem wspólnym. Przecież posłowie ślubują:
    rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli[…]

    Ich „ślubuję” opcjonalnie „ślubuję tak mi dopomóż Bóg” jest miałkim hasłem jeżeli głosują oni w zgodzie z partyjnym interesem. Spoglądają w przestrzeń doszukując się wyborczego triumfu, a nie poprawy jakości życia społeczeństwa. Aż wreszcie traktują liczbę oddanych nań głosów jako alibi dla swoich politycznych poczynań. Statystyki, choć raczej obnażają jakość polskiego ustawodawstwa, weryfikują w dużej mierze tę poselskość. Ilu posłów w przeciągu mijającej kadencji głosowało za ustawą, z którą nawet się nie zapoznało? Choć takie głosowanie nie jest jeszcze najgorsze, przecież jest 50% szans, że poseł zagłosuje słusznie. Pytanie powinno brzmieć – Jak często posłowie głosowali za ustawą, której treści nawet nie znali, tylko dlatego, że objęcia takiego stanowiska wymagał od nich partyjny interes?

    Nastrojowy tenor nie ulegnie zmianie w momencie przejścia z tematyki upływającej kadencji Parlamentu do tej nadchodzącej, tym bardziej, że oddziela je kampania wyborcza. Najdotkliwiej uwierającym narowem trwającej promocji politycznej, która zapowiada VIII kadencję Parlamentu jest brak wyboru. Wprawdzie kandydatów jak zwykle jest wielu. Osiem komitetów zarejestrowało swoje listy w skali całego kraju. Wybory wygra z całą pewnością albo PiS albo PO. Niby wybór jest. Niestety tylko powierzchowny. Zagłębiając się w statystyki i badania stwierdzić można, że tak naprawdę wyboru nie ma. Pracowania badania nastrojów społecznych Ariadna postanowiła zweryfikować główny powód, dla którego wyborcy deklarujący udział w październikowej elekcji popierają PiS i PO. Rezultaty są więcej niż pesymistyczne. Dla elektoratów Prawa i Sprawiedliwości i Platformy Obywatelskiej powód w dużej mierze jest analogiczny ( 80% i 76%). Nie jest nim ani program, ani ideologia, ani zaplecze personalne, ani głoszone hasła. Głównym atutem Prawa i Sprawiedliwości w oczach elektoratu tej partii, dla którego decyduje się on oddać im w październiku swój głos jest możliwość odsunięcia od władzy Platformy Obywatelskiej. Tej wyborcy powierzają swoje poparcie głównie dlatego, aby zatrzymać marsz PiS-u ku wygranym wyborom. Dalsze wnioski są chyba zbędne…

    Kolejnym etapem politycznego pesymizmu jest styl prowadzonej kampanii wyborczej. Zacznijmy od skali macro, czyli od rywalizacji partii na arenie ogólnopolskiej. Tu najwyższą kampanijną kartą jest ta z uchodźcami. Niższe karty to wiek emerytalny, referenda i kwestia samodzielności polityków. Bezdyskusyjnie są to tematy ważne, którymi trzeba się zająć. Niestety również są to tematy generujące najwyższy stopień emocji, których kumulacja może wywołać najsilniejsze polityczne uderzenia. Wysoce obłudne jest jawne szafowanie kwestiami kontrowersyjnymi. Polityczne lawirowanie pomiędzy newralgicznymi punktami. A przecież żadna z tych kwestii, z wyjątkiem okresu aktywności zawodowej, nie odegra pierwszych brzmień w VIII kadencji Parlamentu. Prawdopodobnie w latach 2015 – 2019 czołowymi zagadnieniami będą konsekwencje ratyfikacji europejskich paktów fiskalnego i klimatycznego. Kształt polskiego wolnego rynku po wdrożeniu porozumienia TTIP ( Transatlantyckie Partnerstwo Handlowe i Inwestycyjne). Alternatywne rynki zbytu polskich produktów rolnych w dobie trwającego rosyjskiego embarga. Obecność na rynku pracy osób kształconych w permanentnym systemie testów. I tak dalej, i temu podobne. Tym tematom nie jest dane skąpać się w blasku kampanii wyborczej. Dlaczego? Bazując na nich wyborów się przecież nie wygra.

    Scala micro, to rywalizacja kandydatów na parlamentarzystów w swoich okręgach wyborczych. I tu rzec można, że przykład idzie z góry. Polityka partii dała wzór „godny” naśladowania swoim kandydatom. Przykładów płytkiej i mętnej działalności posłów w regionach jest wiele. Nie ma sensu szukać ich daleko. Mamy swoje. Od lat mieszkańcy regionu radomskiego, który pochwalić się może 9 posłami, cierpią z powodu notorycznie przedłużającej się modernizacji linii kolejowej z Radomia do Warszawy. Podróżni doskonale wiedzą, jak ważna jest ta inwestycja dla regionu i ich osobiście. Podczas radomskiej kampanii z 2011roku wieku kandydatów deklarowało możliwość finalizacji tego projektu. Wielu z nich mandat uzyskało, ale kolejową inwestycję skrzętnie wyrzuciło ze swojej pamięci. Podejrzewam – choć to tylko przypuszczenie – że i ówczesna kandydatka na urząd posła Ewa Kopacz realizując swój whistlestop tour napomniała o potrzebie szybkiego połączenia kolejowego z Radomia do Warszawy. Cztery lata po, już jako premier, Ewa Kopacz odwiedziła Warkę. Mimo prowadzenia akcji objeżdżania Polski pociągiem w ramach kampanii wyborczej premier nie przyjechała do Warki wlekącym się pociągiem opóźnionym o 20 minut. Przyleciała helikopterem, co po części uzasadnione było obserwowaniem z góry skutków panującej suszy.

    Sposób prowadzenia przez polityków i kandydatów na nich kampanii wyborczej, pełny manipulacji, agresji, nieufności, megalomanii, hucpy przekłada się na barwy funkcjonowania przyszłych Parlamentów. Nic dziwić powinien więc pogłębiający się kryzys instytucji prawodawczych, w których wyraźnie widoczna jest wykuta w ogniu kampanijnych animozji jedność moralno-polityczna. To tylko polityka, ona żyje swoim życiem, dajmy sobie z nią spokój – rzuci ktoś z końca sali. No właśnie nie. To z czym mamy do czynienia teraz ma bezpośredni wpływ na nasze najbliższe otoczenie. To właśnie Parlament oddziaływa na rynek pracy, sektor bankowy, kulturę, społeczeństwo. To on tworzy rzeczywistość, w której dziś promuje się cwaniactwo, nepotyzm, układy, pieniądze, manipulacje. To on akceptuje wyzysk, niedozwoloną rywalizację, horrendalne nierówności społeczne. Wreszcie ten Parlament na skutek mechanizmów wyborczych podporządkowany zostaje korporacjom, lobby, firmom, milionerom, którzy aplikują doń rozwiązania dla siebie korzystne. Równocześnie możni tego kraju i świata nie ponoszą odpowiedzialności za jakość rozwiązań inicjujących w Parlamencie. Posłowie także nie ponoszą odpowiedzialności za owe rozwiązania, które za miejsce na liście wyborczej popierają. W rezultacie nikt nie ponosi odpowiedzialności za to co się dzieje w Sejmie i Senacie RP. A co z tymi ustawami, to ponad 700 rozwiązań, co z tymi przemówieniami, to prawie 40 000 wystąpień? One także zorientowane były pośrednio na okres wyborczych. Pomijając ustawy, bo te były lepsze i gorsze, a skupiając się na wystąpieniach – te przyrządzane były z myślą o serwisach informacyjnych. Przecież polityk nieobecny w telewizji to nie polityk. Konsumującą sałatkę na Sali sejmowej jedną z posłanek zaaprobowana była cała polityczna rzeczywistość, a w istotnych dyskusjach, które nie były transmitowane, nie uczestniczył nikt prócz tych, którzy znaleźli się tam dziwnym trafem.

    Gorzki smak ma ta polityka opisywana powyżej. Szczególnie, że za dwa tygodnie odbywają się wybory parlamentarne. I kogoś trzeba będzie wybrać. Kogoś, kto uginał będzie się nie pod siłą sondaży i statystyk, ale pod siłą odpowiedzialności i społecznego dobra. Kogoś, kto promował będzie prawdę, a nie posłuszeństwo. Kogoś, kim kierują nie apanaże, a chęć pracowania dla ogółu. Taki ktoś nie istnieje! Nie, na pewno na tych listach takie osoby są. Kandydaci na parlamentarzystów szlachetnej próby. Teraz jest moment na wkroczenie na scenę politycznej -znowu cudzysłów- „sztuki” obywateli. Politycy w swoich przekazach mogą odwoływać się albo do antypatii i niechęci tkwiących w ludziach, albo do nadziei i ich marzeń. Pierwsza droga czyni sukces polityczny wielce prawdopodobnym w dodatku wyłącza obywateli z aktywnego życia politycznego. W drugiej drzemie możliwość motywacji społecznej i gwarant polityki zgodnej z etosem. Jednak brutalna i jawna kpina z ludzkich marzeń i ambicji rodzi nienawiść i złość wymierzane właśnie w polityków. Obudzenie marzeń wymaga pracy i determinacji, większość z kandydatów wybierze zatem łatwiejsze obudzenie strachu i antypatii społecznych. Ze wszystkich politycznych stron dobiegać zaczynają coraz głośniejsze wezwania do obrania 25 X właściwej drogi. Nie do końca to prawda. Hiszpanie mawiają – gotowe drogi nie istnieją. Drogi wytycza się idąc. Obywatele powinni iść, wytyczać taką drogę, na której znajdują się nie tylko nieźli posłowie, ale drogę, którą wbrew hiszpańskiemu porzekadłu obrać będą mogły młodsze pokolenia.

    Redakcja Warka24.pl
    Redakcja Warka24.pl
    Naszą redakcję tworzą mieszkańcy Warki, instytucje oraz organizacje. Jeśli interesujesz się naszym miastem, lubisz pisać artykuły, śledzisz na bieżąco wyniki sportowe bądź uczestniczysz w kulturalnym życiu miasta to zapraszamy Cię do współpracy z portalem. Dołącz do naszego grona!

    NAJPOPULARNIEJSZE