Więcej
    Strona głównaBlogiJak Oszukać Wyborców

    Jak Oszukać Wyborców

    Dni dzielą nas od poznania odpowiedzi na pytanie, którego forma zależna jest od grupy społecznej je zadającej. Brzmi ono, jak ocalić/okłamać (niepotrzebne skreślić) wybory?

    6 września odbędzie się zaledwie piąte w dwudziestosześcioletniej historii Wolnej Polski referendum ogólnokrajowe. Wcześniejsze bezpośrednie formy sprawowania władzy przez suwerena nie zyskały tegoż aprobaty. Najwyższa referendalna frekwencja odnotowana została podczas głosowania nad przystąpieniem Polski do Wspólnoty Europejskiej. Wówczas do urn udało się niespełna 59% obywateli uprawnionych do głosowania.

    Żadne z pięciu minionych referendów nie było otoczone tak grubą powłoką kontrowersji jak nadchodzące. Społeczne scysje, których podmiotem jest właśnie owe referendum dzielą się na dwie kategorie . W skład pierwszej wchodzą dysputy ekspertów, którzy w większości zgadzają się w punkcie niekonstytucyjności pytań poddanych pod instytucję referendum. Druga zaś – o wiele ciekawsza i bardziej intrygująca – posiada polityczny rdzeń, który pozwala dorozumiewać, że referendum zarządzone przez prezydenta Bronisława Komorowskiego było czystą wyborczą rozgrywką.

    Wśród pytań wrześniowego referendum prymat wiedzie to, odnoszące się do kwestii systemu wyborczego. Temat wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych będący flagowym – a i jedynym –postulatem kandydata na urząd prezydenta Pawła Kukiza supremuje pozostałe tematy oddane wyborcom pod osąd przez Bronisława Komorowskiego. Pat nadchodzącego referendum obnaża się dopiero po głębszej i pozbawionej politycznego temperamentu analizie referendum. Ale po kolei.

    Powszechnie wiadomo, że społeczne kryzysy miały swój początek w grzechu. Referendum nie wyłamuje się spośród tego schematu. Zgrzeszył nie kto inny jak Paweł Kukiz, który w kampanii wyborczej poprzedzającej elekcję prezydencką przekonał ludzi, dał społeczeństwu krztę nadziei, że do jakiejkolwiek zmiany jakości życia Polaków wystarczy subtelna korekta systemu wyborczego. W ocenie Pawła Kukiza JOW-y były -i pewnie są- panaceum na choroby polskiej demokracji. Nic bardziej mylnego, ale o tym trochę później. Ogromny społeczny apetyt na zmianę stylu i uzusu uprawiania polityki, które przekładają się w opinii społeczeństwa na jakość ich życia stworzył niespodziewaną skalę afirmacji akcji JOW-y. Prócz tego, postulat jednomandatowych okręgów wyborczych był programowym konkretem wyróżniającym się na tle niejasnych i zawiłych programów pozostałych kandydatów ubiegających się o godność prezydenta RP. JOW-y stały się iskrą nadziei na wdrożenie długo wypatrywanego działania. A już w XIX wieku Cyprian Kamil Norwid usprawiedliwiał irracjonalne polityczne ruchy słowami: Znudzony pieśnią, lud woła o czyny. JOW-y Pawła Kukiza rzeczywiście były nową zwrotką w pieśni, którą Polacy słyszą od 1989 roku. W dodatku były zwrotką, której treść zapowiada czyn.

    Drugim politycznym grzesznikiem został Bronisław Komorowski, który kierując się zasadą „pismo się nie rumieni”, zatem wstydu nie ma, nocą wyartykułował referendalne pytania. Prezydent Komorowski jako historyk powinien wiedzieć, że treści nocą poczęte po kontakcie ze światłem dziennym bledną. W przypadku wrześniowego referendum upływające dni wybieliły czcionkę prezydenckiego zarządzenia. Wybieliły do tego stopnia, że dziś jest więcej niż pewny upadek nadchodzącego referendum. Tłem tego grzechu jest grzeszek. Grzeszek w postaci upolitycznienia przez prezydenta swojej prerogatywy. Jednak nad tym nie warto się pochylać. Bronisław Komorowski nie jest jedynym prezydentem-upolityczniaczem.

    Grzechy tych dwóch polityków sprawiły, że zrodził się tak wypaczony stwór jakim jest wrześniowe referendum, mające rozstrzygnąć postulat JOW-ów, finansowania partii politycznych z budżetu i wykładni prawa podatkowego dotyczącej rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika.

    Twierdzeniem wyjściowym musi być uznanie pytań za nieprecyzyjne. Ale takie są i na takie odpowiadać mamy. Osławione JOW-y, które są według grupy tak zwanych antysystemowców panaceum na choroby polskiej demokracji to zwyczajna zmiana narzędzia. Narzędziem w tym miejscu jest system wyborczy, produktem zaś parlament. Zmiana systemu wyborczego nie wpłynie radykalnie na jakość i kształt jego produktu, czyli na obraz polityków tworzących parlament. Demokracja, która zdaniem Winstona Churchilla jest najgorszym ustrojem, tylko lepszego jak na razie nie wymyślono osadzona została na fundamencie pluralizmu. Wielogłosowość wymaga od kształtu parlamentu liczności poglądów i opinii, które są składowymi obrazu społeczeństwa. To proporcjonalny system wyborczy stojący w kontrze do JOW-ów kieruje się właśnie zasadą pluralizmu. Przydzielanie wielu mandatów w jednym okręgu wyborczym ma być odbiciem różnorodnego pod względem poglądów społeczeństwa. W jednym z okręgów jest trzech posłów z PiS-u, dwóch z PO, po jednym z PSL-u i od Janusza Palikota. W systemie JOW z tak rozbieżnego w politycznych preferencjach okręgu wygrywa PiS. To oczywiście ogromne uproszczenie, bo JOW-y -co powiedzą ich zwolennicy – mają być mniejszymi okręgami. Nie szkodzi odpowiadam. Ten sam okręg w którym przed momentem lekką ręką i hojnie rozdałem aż 7 mandatów sprawiedliwie podzielny na 7 JOW-ów. Kluczowy będzie podział i wytyczenie granic miniokręgów wyborczych. Znając stratyfikację poglądów społeczeństwa możemy zaprojektować granice okręgów wyborczych tak, aby z 3 PiS-owych mandatów zrobiło się ich 5, a reszta przypadłaby PO. Wystarczy umiejętnie przeanalizować szczegółowe wyniki minionych wyborów. W systemie proporcjonalnym stosującym metodę podziału mandatów d’ Hondta będziemy mieli więcej parlamentarzystów reprezentujących różnorodne polityczne środowiska. W JOW-ach tego nie ma, gdyż dominuje większość, która tym samym rządzi. W systemie większościowym mniejszość ideologiczna skazana jest na marginalizację. Dla lepszej ostrości spójrzmy na preferencje mieszkańców Warki z wyborów parlamentarnych 2011. Wówczas dominowało Prawo i Sprawiedliwość, które uzyskało ponad 30% wszystkich głosów i które wyprzedziło PSL (23%) i Platformę Obywatelską, która zgromadziła ponad 15% poparcia. Wyobraźmy sobie, że Warka jest takim JOW-em. Wówczas swojego reprezentanta w parlamencie miałaby tylko opcja PiS. Wyborców PSL-u czy PO nikt by nie reprezentował. W systemie proporcjonalnym, w którym Warka jest częścią składową dużego okręgu, w którym dzielonych jest 9 mandatów mieszkańcy mogą zwrócić się o pomoc do posła pochodzącego z PiS-u, PSL-u, PO a nawet Ruchu Palikota. Jak widać na tych bardzo uproszczonych kalkulacjach, w systemie JOW dominuje jedna opcja polityczna. W obecnym systemie, respektującym zasadę pluralizmu i reprezentatywności obywateli w parlamencie mieszkaniec Warki może nękać postulatami posła odpowiadającego jego politycznym barwom.

    Drugie z referendalnych pytań dotyczyć ma finansowania partii politycznych. To pytanie także jest nieprecyzyjne, ale załóżmy, że prezydent miał na myśli pozbawienie formacji politycznych subwencji z budżetu centralnego. Wyobraźmy sobie, że w Polsce obowiązuje większościowy system wyborczy, czyli JOW-y. Teraz dla zwiększenia poziomu zabawy, pozbawmy partie polityczne pieniędzy, które płyną doń strumieniem prosto z portfela obywatela. W gwoli ścisłości strumień ten nie jest wcale taki duży. Kwota przeznaczona na finansowanie partii politycznych w 2014 roku wyniosła bez mała 55 mln PLN. To roczny budżet Warki, półtora kilometra autostrady, 1/9 budżetu kancelarii Sejmu, 1/3 Kancelarii Prezydenta RP i tak dalej. Załóżmy, że zdegustowani jakością funkcjonowania partii politycznych obywatele w drodze referendum pozbawiają ich owych 55 milionów. Wówczas na dochody formacji politycznych składać się będą składki członkowskie, które przecież też pochodzą z naszych kieszeni bo płacą je w dużej mierze wdzięczni beneficjanci logo danej partii, czyli: radni, posłowie, senatorowie, kierownicy jednostek samorządu terytorialnego i ci którzy mają chęć na objęcie w przyszłej kadencji tychże stanowisk oraz darowizny prywatne. Pieniądze te winny być przeznaczone na działalność partii, a w rzeczywistości przeznaczane są w dużej mierze na przedsięwzięcia reklamowe. Rozpatrzmy taki oto problem. Żyjemy w okręgu wyborczym, w słynnym JOW-ie, w którym największe poparcie ma dla odmiany PO. Dajmy im z 35%. Tuż za Platformą Obywatelską jest PiS z 20% poparciem. Prócz tego kandydaci PO w tymże okręgu żyją powtarzając za inicjatorem referendum w zgodzie i bezpieczeństwie z lokalnym biznesmenem, który jest tak hojny i wspiera (czytaj: finansuje) kampanię wyborczą kandydata PO. To kolejny wyjaskrawiony przykład, ale trafnie oddający strukturę rzeczy. W takim rozstawieniu, w którym dzięki systemowi JOW PO ma jednego reprezentanta z okręgu w dodatku żyje w zgodzie i bezpieczeństwie z lokalnym biznesmenem finansującym jej marketing opozycyjna partia nie ma najmniejszych szans na przebicie się do parlamentu i realizowanie własnej wizji polityki. Ten przykładowy kandydat PiS w ramach współczesności, bez pieniędzy na kampanię wyborczą z budżetu centralnego skazany jest na polityczny bruk. Polityka potrzebuje pieniędzy. Szczególnie wymóg ten rozszerza XXI-wieczna wszechobecna cyfryzacja. Dlatego, aby uchronić partie polityczne przed prywatyzacją rozumianą jako geszeft (o filozofii działania „ty mnie a ja tobie”) należy finansować partie polityczne. Obecny system nie jest idealny. Jego fundamenty są podmyte, ale ma jedną zaletę. Ciągle powstrzymuje romans polityki i biznesu.

    Jest także pytanie numer 3. Dotyka ono wykładni prawa podatkowego, a żeby było jeszcze ciekawiej jest już nieaktualne – Parlament już tę ustawę przyjął. Analiza tej referendalnej wątpliwości jest zbędna. Korzyść, która jest podmiotem tego pytanie jest przecież pojęciem bilateralnym. Dla jednego obywatela korzyścią podatkową będzie otrzymanie 50 złotych w drodze procedury fiskalnej, dla innego zaś będzie to 500 000 PLN. Pierwszą rzeczą, którą rząd powinien zrobić jest nie mydlenie oczu ludziom pięknie brzmiącą korzyścią podatnika, ale uszczelnienie polskiego prawa podatkowego szczególnie w punkcie podatków od osób prawnych.

    Zadanie dokonania zmiany, odświeżenia polskiej sceny politycznej stawiane przed nadchodzącym referendum z każdą godziną gaśnie. Postępująca atrofia potencjału jednomandatowych okręgów wyborczych czy pozbawienia partii politycznych subwencji z budżetu centralnego jest wynikiem uświadomienia sobie przez Polaków faktu, że gwarantem zmiany jakości nadwiślańskiej polityki nie może być lekka korekta ustrojowa. Gwarantem zmiany musi być rewolucja moralna. A do tej potrzebna jest wymiana całej kadry przesiadującej przy ulicy Wiejskiej w Warszawie. Transformacja życia w Polsce ta w wymiarze społecznym, gospodarczym, kulturowym etc. dokona się tylko wtedy, gdy polityka przestanie być aktem konsumpcji przywilejów, a stanie się dziedziną walki o rację stanu wszystkich Polaków. Tego JOW-y nie zapewnią.

    W XIX wieku Amerykanie mawiali, że i muchę i polityka można zabić przy pomocy gazety. Mimo wyrazistego upływu lat stwierdzenie to nie zmieniło swojego statusu na nieaktualny. Nie zmieniło, choć dziś gazeta w procesie likwidowania polityka ma poważnego konkurenta. Jest nim upolityczniona instytucja referendum, która miała zawoalować potencjał Pawła Kukiza. I to też zrobiła. Wykorzystanie konstytucyjnie gwarantowanego aktu demokracji bezpośredniej do wyborczej walki jawnie emanuje ohydną stronę polityki. Tę, która ma realizować prywatny interes. To dokonuje się na naszych oczach pod hasłem wrześniowego referendum. Realizacja trzech referendalnych kwestii motywowanych kampanią wyborczą nie dość, że nie gwarantuje jakiejkolwiek zmiany jakości polskiej polityki, to jeszcze ją osłabia w wymiarze moralnym. Upolitycznienie, ba nawet upartyjnienie referendum jest jawnym znakiem jego ułudy. Nie może gwarantować zmiany coś, co nie jest tą zmianą motywowane. Przecież przyczynkiem wrześniowego referendum nie była irytacja związana z rozczarowaniem obecną klasą polityczną. Przyczynkiem wrześniowego referendum była potrzeba podłączenia tej klasy pod respirator. Była chęć jej konserwacji.

    Smuci świadomość, że referendum odbywające się 6 września jest czczym aktem wyborczym, gdyż niezależnie od jego wyniku polska polityka nie zmieni swojego położenia. Jeszcze bardziej smuci oblicze rzeszy obywateli wierzących, że JOW-y i pozbawienie partii finansowania mają dość siły do dokonania politycznej rewolucji. Niestety, choć chciałbym aby było inaczej, czeka nas kolejna bolesna kolizja z rzeczywistością. Raz jeszcze przypomnę słowa Norwida znudzony pieśnią, lud woła o czyny. Niestety, ale lud skazany jest na wysłuchiwanie kolejnych zwrotek tej pieśni.

    Redakcja Warka24.pl
    Redakcja Warka24.pl
    Naszą redakcję tworzą mieszkańcy Warki, instytucje oraz organizacje. Jeśli interesujesz się naszym miastem, lubisz pisać artykuły, śledzisz na bieżąco wyniki sportowe bądź uczestniczysz w kulturalnym życiu miasta to zapraszamy Cię do współpracy z portalem. Dołącz do naszego grona!

    NAJPOPULARNIEJSZE