W ostatnim dniu października odszedł z grona żyjących wspaniały człowiek, bez granic oddany rodzinie i naszemu miastu. W grójeckim szpitalu zmarł Andrzej Maciej Węgiełek.
Powszechnie znany, ceniony za swoją postawę życiową i zasługi jakie położył dla wareckiego środowiska. Zawsze gotowy pomóc innym, służył radą każdemu, kto jej potrzebował. Sumienny i prawy, przy tym pogodny, nigdy nie podnosił głosu. Gdy należało zwrócić komuś uwagę, robił to z taktem, nigdy nikogo nie obrażał. Gdy skończył wydział Mechaniczno – Technologiczny na Politechnice Warszawskiej, wrócił z nakazem pracy do Fabryki Urządzeń Mechanicznych w Warce. Od pierwszego dnia został kierownikiem Gospodarki Narzędziowej. Natychmiast zajął się organizacją swojego wydziału. Jego zadaniem było przygotowanie narzędzi do produkcji nowych typów obrabiarek i wykonawstwo przyrządów, projektowanych w miejscowym biurze konstrukcyjnym. Z zadania tego wywiązywał się znakomicie. Można było go też spotkać przy uruchamianiu nowych maszyn, lub w laboratorium pomiarowym, gdzie swoją wiedzę przekazywał pracującym tam technikom. Wkrótce został przewodniczącym samorządu robotniczego. Po kilku latach zdecydował, że przejdzie do pracy w Technikum Mechanicznym, gdzie aż do emerytury wychował wielu dobrych techników, potrzebnych miejscowej fabryce i zakładom regionu Warszawskiego. Był nie tylko nauczycielem przedmiotów zawodowych, ale również znakomitym wychowawcą. Budził w młodzieży nowe zainteresowania, stworzył dużą sekcję strzelecką, z której wyszło wielu zdolnych zawodników.
Ceremonie pogrzebowe inż. Węgiełka odbyły się 5 listopada w kościele farnym p.w. św. Mikołaja Biskupa. Ceremonii pogrzebowej przewodniczył i prowadził ksiądz proboszcz Stanisław Dobkowski. Świątynia, a w niej piękne wieńce, dziesiątki wiązanek żywych kwiatów u stóp trumny, dwa poczty sztandarowe, wypełniła się po brzegi wiernymi, którzy przyszli pożegnać dobrego człowieka. Msza Święta była koncelebrowana z udziałem księdza Sławomira Nowakowskiego, ucznia Zmarłego i Jego przyjaciel ze strzelnicy. Gdy Ksiądz Dziekan w homilii mówił o przymiotach Zmarłego i Jego zaangażowaniu w modlitwie podczas każdej Mszy Świętej, kuzynka z Warszawy, która siedziała obok trumny, cały czas powtarzała półgłosem: „Maciek, święty człowiek, święty człowiek”. Andrzej Węgiełek został pochowany na starym cmentarzu w grobie w ciągu katakumb w pobliżu grobowca rodziny Węgiełków.
Drogi Maćku! Pozwól, że przybliżę Czytelnikowi, trochę faktów z Twojego trudnego dzieciństwa i młodości. Urodziłeś się w Warszawie, w 70-tą rocznicę Powstania Styczniowego, z ojca Władysława z zawodu lekarza i matki Stanisławy Musiołek. Rodzice wkrótce pojechali do pracy w Baranowiczach. Niespełna rok później zmarła Twoja mama. Natychmiast do Baranowicz przyjechała Twoja ciocia Izabela.
Dr W. Węgiełek poznał tam pracującego dr nauk med. Kazimierza Kozłowskiego, absolwenta Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie. Znajomość ta, wkrótce została zwieńczona przyjaźnią i życiem towarzyskim, a następnie miłością. Kazimierz Kozłowski poślubił Izabelę Węgiełek, a wdowiec Władysław poślubił jego siostrę Wilhelminę z zawodu magistra farmacji. Przyszedł rok wojny i Sowieci zajęli Baranowicze.
Pamiętam rozmowy dr Kozłowskiego w moim domu, wspominał jak ciężko było przeżyć niemal rok w warunkach obozowych, do których zapędzono polską inteligencję. Myślę, że podobnie traktowano Władysława Węgiełka. Więc, kiedy nadszedł nowy etap wojny i do Baranowicz wkroczyły wojska niemieckie, obydwie rodziny natychmiast przyjechały do Warki i zajęły się pracą. Mgr Wilhelmina, aż do emerytury pracowała w wareckiej aptece. Opiekę nad małym Maciejem sprawowała najmłodsza ciocia Stasia. W sierpniu 1944 r. podczas walk na przyczółku warecko – magnuszewskim pocisk zabił Stanisławę Węgiełek. Wtedy przeszedłeś pod opiekę cioci Heleny i babci Emilii. Twój Ojciec wtedy już nie żył. Przed rokiem zgłosił się do niego nieznany człowiek zza Pilicy, z prośbą o pomoc dla rannego. Dr Węgiełek nie zawahał i natychmiast pojechał. Udzielił pomocy rannemu, opatrzył i zabandażował rany, podał leki. Był to prawdopodobnie żołnierz radziecki, zbiegły z obozu jenieckiego w Kruszynie. W kilka dni później do mieszkania lekarza przyszło gestapo i zabrało go do Oświęcimia. Stąd wkrótce przyszło zawiadomienie, że Władysław Węgiełek zmarł po siedmiu dniach.
Maćku! Jestem przekonany, że poznałem Cię 1 września 1945 r. w winiarskim pałacu, gdzie rozpoczęliśmy naukę w gimnazjum. W okresie licealnym siedzieliśmy razem
w jednej ławce. Pamiętam, że nigdy nie spóźniłeś się na lekcje, zawsze miałeś odrobione zadania domowe. Nasi wychowawcy odnosili się do Ciebie z szacunkiem, nigdy nie musieli Cię upominać. A my koledzy podziwialiśmy Cię, bo zawsze byłeś najlepszy. Ty pierwszy rzuciłeś jedynego kosza warszawskiej drużynie z ulicy Żelaznej, która rozgromiła naszą szkołę. Ty miałeś flower i czasami pozwoliłeś nam strzelać. Ty czasem jeździłeś polskim motocyklem marki „Sokół”, którego użyczył Ci wujek Grubalski. Z Markiem Grubalskim stanowiłeś wspaniałą parę braterską. Byłem szczęśliwy, że mogłem się nazywać Waszym przyjacielem. Maturę zdałeś bez żadnych trudności i poszedłeś na studia. Wtedy założyliśmy przy WKS „Pilica” drużynę koszykówki, z którą dotarliśmy do 4 miejsca na Mazowszu.
Ty byłeś uniwersalny, ćwiczyłeś lekkoatletykę pod trenerskim okiem Ireny Zarzyckiej, ówczesnej reprezentantki Polski w biegach średnich. Często startowałeś na stadionie „Ogniwo” na Polu Mokotowskim. Byłeś aktywnym człowiekiem PTTK. W czerwcu 1957 r. poprowadziłeś grupę przyjaciół w Góry Świętokrzyskie. Nie zapomnę tej bramy na Świętym Krzyżu z napisem adresowanym do więźniów: „Idź z Bogiem, więcej nie wracaj”. Nocowaliśmy w celi więziennej, w której na ścianach widniały napisy w 3 językach: „Ludożerstwo karane śmiercią”, adresowane do więzionych tu podczas wojny, jeńców radzieckich. W kilka tygodni później poprowadziłeś nas pieszo z Wawelu na Jasną Górę. Z tych wędrówek zrodziła się w Warce turystyka piesza. W ostatnim dniu kwietnia 1961 r. poślubiłeś Elżbietę Dobrzyńską i w tym momencie staliśmy się rodziną. Pamiętam jak cieszyłeś się gdy Twoje dwie córki, kolejno zdawały maturę w Warce, a potem później uzyskiwały tytuł magistra na swoich uczelniach. Zaniemówiłeś z wrażenia, gdy dowiedziałeś się, że Twoja Julita uzyskała doktorat z farmacji. A gdy urodził się wnuk płci męskiej, pobiegłeś żeby kupić mu fuzję. Rodzina była dla Ciebie sprawą świętą i najważniejszą.
Byłeś członkiem założycielem Klubu Oficerów Rezerwy i jego wieloletnim v-prezesem. Twoją pasją było strzelectwo i na strzelnicy spędziłeś wiele dni życia. Byłeś również myśliwym. Bardzo pilnowałeś aby w Twoim kole, wszystko odbywało się zgodnie z prawem. Po odbyciu wymaganych szkoleń, zastałeś oficerem wojsk pancernych, a za pracę w KOR doszedłeś do stopnia majora rezerwy. W latach 1982-86 byłeś członkiem Prezydium Rady Narodowej Miasta i Gminy, a w następnej kadencji reprezentowałeś Warkę w Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Radomiu. Już w wolnej Polsce przez dwie kadencje byłeś radnym Rady Miejskiej i Członkiem Zarządu. Twoje zainteresowania zawsze dotyczyły gospodarki komunalnej. To dzięki Tobie „Cyganówek” jako pierwszy w Warce otrzymał gaz ziemny.
Za pracę zawodową i społeczną zostałeś udekorowany Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Medalem „Za Zasługi dla Ziemi Wareckiej” i wieloma medalami i odznaczeniami przyznanymi przez Ligę Obrony Kraju i organizacje strzeleckie.
Maćku! Pozostajesz dla nas wielu nieosiągalnym wzorem. Niech Jezus przyjmie Cię do grona wybranych!
Władysław Gwardys