Rozmowa z Marcinem Ziemeckim, który o rowerach wie wszystko, jest zapalonym kolarzem i lokalnym partnerem wyścigu kolarskiego ŻTC BIKE RACE.
27 sierpnia odbyła się Warce niezwykła impreza, 10 etap wyścigu ŻTC BIKE RACE. Wydarzenie zgromadziło na ulicach tłumy wielbicieli dwóch kółek. Kto był pomysłodawcą tego wydarzenia?
Środowisko cyklistów to jedna wielka rodzina ludzi z pasją. Doskonale się znamy i pozostajemy w ścisłym kontakcie. W tym przypadku zaowocowały przyjaźnie, nie chcę powiedzieć, że zaowocowały znajomości, ale faktycznie etap warecki został zorganizowany w przyjacielski sposób. Organizatorzy szukali ciekawej trasy dla 10 etapu edycji i zwrócili się do nas z pytaniem czy w naszych okolicach byłoby to możliwe. Oczywiście wydarzenie nie mogłoby dojść do skutku gdyby nie przychylność burmistrza Dariusza Gizki oraz entuzjazm Andrzeja Zaręby, dyrektora Dworku na Długiej jak zawsze otwartego na nowe pomysły. Zaproponowana przez nas pętla odpowiadała standardom organizatorów i koła poszły w ruch.
Czy braliście udział w poprzednich etapach tej edycji wyścigu?
Nikt z naszego zespołu nigdy się nie ścigał „na szosie”, ale postanowiliśmy wziąć udział w przyszłorocznych etapach, począwszy od pierwszego, który rozegra się w Grójcu. Wymaga to od nas jeszcze większego zaangażowania, regularnych treningów, opracowania konkretnego planu i strategii. W tym roku pojechaliśmy bez metodycznego przygotowania, pojechaliśmy po to, żeby się sprawdzić. Muszę przyznać, że osiągnięte wyniki przyniosły nam ogromną radość i zmotywowały do jeszcze cięższej pracy.
Wspominał Pan o Grójcu, czy Warka także znalazła się w planach organizatorów?
Tak, decyzja jest już podjęta. W 2018 ulicami Warki powtórnie przejadą kolarze. Warto podkreślić, że zarówno organizatorzy jak i startujący w wyścigu zawodnicy byli bardzo zadowoleni z wareckiego etapu. Wszyscy chwalili trasę podkreślając jej liczne atuty przede wszystkim niejednostajny charakter i malowniczość ziemi wareckiej.
Cykliczna impreza goszcząca w Warce pozwala mieć nadzieję na rozwój tej dyscypliny sportu w naszym mieście. Jak liczna jest grupa wareckich kolarzy?
Najaktywniejszych miłośników dwóch kółek jest około 20. Trzeba pamiętać, że im większa grupa, tym trudniej umówić się na wspólne jeżdżenie, wspólny trening. Z reguły jeździmy w niedziele bo trzeba pamiętać, że wszyscy pracujemy, a miłość do roweru to nasze hobby „po godzinach”. Jeżeli spotykamy się w tygodniu to zazwyczaj o 19 lub 20, pół biedy jeżeli jest lato, zimą zabieramy lampki i ruszamy.
Mam wrażenie, że oprócz dwudziestu osób skupionych wokół Rowerologii jest jeszcze kilka osób, które chciałoby sprawdzić swoje umiejętności. Czy tworzycie zamkniętą grupę, czy czekacie na nowych entuzjastów?
Nie jesteśmy formalną grupą, do której trzeba się zapisać, wyrobić legitymację i płacić składki. Nie spotykamy się z trenerem i nie mamy też żadnego otwartego forum. Jeżeli ktoś chce wspólnie z nami jeździć dołączamy go do grupy na facebooku ,a później wysyłamy informacje z zaproszeniami na zespołowe treningi. W umówionym miejscu i czasie zbiera się wówczas grupka chętnych na wspólną jazdę.
A dla wszystkich niezdecydowanych, może kilka porad jak zacząć przygodę z rowerem? Czy trzeba od razu kupić profesjonalny sprzęt?
Najważniejsza jest chęć, pasja i zaangażowanie, ale posiadanie roweru też ma znaczenie. To oczywiście żart, ale chcę przez to powiedzieć, że jakość używanego sprzętu ma niebagatelne znaczenie. Odpowiedni rower, gwarantuje nie tylko komfort, ale także bezpieczeństwo jazdy. Żeby rozpocząć przygodę z kolarstwem szosowym, można zacząć od używanego roweru kupując go za niewielkie pieniądze. Warto wiedzieć, że rynek wtórny oferujący używane rowery jest bardzo bogaty i można znaleźć na nim niebywale korzystne oferty sprzętu doskonałej jakości. Trzeba pamiętać także o odpowiednim stroju uszytym z profesjonalnych tkanin zapewniających kolarzowi pełen komfort jazdy oraz kasku gwarantującym bezpieczeństwo.
Ale rowery to nie tylko kolarstwo szosowe…
Ma Pani rację, to tylko niewielka część rowerowego szaleństwa. Są rowery MTB – czyli takie, którymi jeździ, np. Maja Włoszczowska, przeznaczone do wyścigów górskich oraz Enduro nastawione na typową zabawę ze sprzętem doskonale amortyzowane z przodu i z tyłu, są troszkę cięższe niż rowery MTB i stworzone z myślą o miłośnikach bardziej hard-corowej jazdy. Jeździ się na nich tam, gdzie poniesie fantazja, a nie tam, gdzie wyznaczono do tego miejsce. Co to oznacza w praktyce? Rower enduro musi jeździć wszędzie i w każdych warunkach – w górę, w dół, po kamieniach. Jest jeszcze downhill czyli pełen adrenaliny, szybkości i niespodziewanych zwrotów akcji rodzaj jazdy (a raczej zjazdów) na rowerze dla wielbicieli ekstremów. Ta dyscyplina jest wymagająca technicznie i fizycznie, dlatego nadaje się raczej dla osób doświadczonych, o wyrobionej kondycji. Muszę się pochwalić, że jeździłem w Pucharze Polski w downhill-u z wieloma sukcesami.
No właśnie, jest Pan właścicielem Rowerologii, ale podejrzewam, że to nie sklep był pierwszy?
Niewątpliwie pierwsza była pasja, która towarzyszyła mi od dziecka. Pierwszy profesjonalny rower – kolarzówkę, kupił mi tata, kiedy byłem jeszcze w liceum. Później długo jeździłem po górach i nawet nie myślałem, że wrócę jeszcze do ścigania szosowego, a jednak. Przyznam, że szosa była kiedyś passe, większa frajdę dawały mi wówczas enduro, downhille, może to z racji wieku i pragnienia adrenaliny. Otworzyłem sklep, spotkałem ludzi, którzy jeżdżą po szosie i wróciłem do swoich rowerowych korzeni.
Wspomniał Pan skromnie i enigmatycznie o sukcesach?
Byłem zawsze w czołówce Pucharu Polski, trzy lata temu zostałem mistrzem Polski w downhillu, kilkukrotnie byłem też wicemistrzem. Rzeczywiście, mam kilka tytułów na swoim koncie, ale nie to jest najważniejsze. Skłamałbym, gdybym powiedział, że medale nie przynoszą satysfakcji, przynoszą, ale najważniejsza jest przyjemność jazdy, satysfakcja z pokonywania własnych ograniczeń, a do tego morze wyzwalających się endorfin. Sezon na rower trwa przez cały rok, nawet zimą nie przestajemy trenować. Ważna jest tylko determinacja.
Czy do pracy jeździ Pan rowerem ?
Oczywiście!
Dziękuję za rozmowę.
Małgorzata Dąbrowska