Dziś (25 lipca) mija 71. rocznica zamordowania przez niemieckich okupantów 12 mieszkańców Warki. O tamtej tragicznej niedzieli przypomina pomnik stojący w „Parku Saskim”. Upamiętnione są na nim rozstrzelane wtedy osoby oraz 25 innych mieszkańców Warki którzy zginęli w innych miejscach i czasie w okresie II wojny światowej (1939-45).
Pamięć tamtych wydarzeń uczcili uczestnicy akcji „Lato w Warce”. Dzieci własnoręcznie na zajęciach w „Dworku” przygotowały małe flagi, które następnie umieścili na obelisku w „Parku Saskim”. Popołudniu kwiaty i znicze złożyli również przedstawiciele samorządu Warki, organizacji społecznych i grup aktywnych.
Fragment z opracowania „Armia Krajowa na ziemi wareckiej w latach 1939-1992” Józefa Ruszkowskiego – szefa IV Ośrodka AK w Warce.
(…) „W lipcu 1943 r. doszło w naszym mieście do wielkiej tragedii.
W Warce, w domu dr Kawieckiego przy ulicy Franciszkańskiej, kwaterował posterunek żandarmerii niemieckiej; liczył on w różnych okresach 8 – 25 ludzi. Do obsady posterunku dobierano, przeważnie partyjniaków hitlerowskich, przygotowanych odpowiednio do gnębienia Polaków oraz dokonywania jawnych i skrytobójczych morderstw. Ofiary morderstw były skrycie zakopywane w ogrodzie przy budynku żandarmerii. Kilku Żydów zastrzelono tam jawnie na oczach przechodniów.
W nocy z 25 na 26 lipca 1943 r. ówczesny posterunek Einstzkomando Sicherheitschultzpolizei pod dowództwem pochodzącego z Kolonii Gutiera, dokonał w Warce masowego mordu na dwunastu mieszkańcach Warki w odwet za zabicie przez nieznanych sprawców dwóch warecczan – Nowczyków, podejrzanych o współpracę z gestapo. Żandarmi, przy pomocy volksdeutschów Stickla, Schmidta, Polnau, niemieckiego zawiadowcy stacji kolejowej w Warce Möllera i innych, sporządzili listę kilkudziesięciu Polaków z różnych warstw społecznych i do rana wywlekli z mieszkań 12 osób, mężczyzn i kobiety. Zastrzelili ich następnie na ulicach w różnych punktach miasta. Mordowali strzałami w plecy, nie zawsze zabijając ofiary na miejscu. Niektórzy, ciężko zranieni męczyli się długo zanim skonali, ponieważ zabroniono udzielania im pomocy. Zwłoki musiały pozostać na ulicach do południa, a była to niedziela. Potem pozwolono je zabrać i pochować na cmentarzu, przy udziale jednak tylko najbliższej rodziny. Ks. Romuald Gawlik przeprowadził te szczupłe, tragiczne kondukty na cmentarz, narażając swoje bezpieczeństwo.
Pogrzeb Nowczyków natomiast odbył się z całym ceremoniałem i przy udziale niemieckich żandarmów-morderców w szyku.
Dalszym mordom zapobiegła natychmiastowa interwencja kreishauptmana (starosty) z Grójca, ponieważ był to wtedy okres łagodnego postępowania z Polakami. Żandarmów-morderców wycofano, wysyłając ich w rejony przyfrontowe. Miasto w szoku przeżyło tę ogromną tragedie, bólu osieroconych rodzin niepodobna opisać. Wielu ludzi, którzy byli na liście żandarmów wyjechało z Warki, inni nie spali w domach i spotęgowali ostrożność.
Wśród ofiar tego mordu byli również dwaj członkowie Armii Krajowej: Henryk Barkowski „Leon” i Zbigniew Wyrzykowski „Semper”.
Zamordowani zostali:
- Barkowski Henryk, lat 44, b. burmistrz Warki
- Wyrzykowski Zbigniew, lat 46, mgr farmacji, właściciel apteki
- Wrzesiński Jan, lat 39, rolnik
- Skrzypczak Michał, lat 37, rzemieślnik
- Chodecka Wacława, lat 51, żona rzemieślnika
- Kierszniewska Antonina, lat 43, żona rzemieślnika
- Zychowicz Leokadia, lat 64
- Zychowicz Władysław, lat 38, rzemieślnik
- Narecka Marianna, lat 60
- Narecki Tadeusz, lat 21, rzemieślnik
- Narecka Eugenia, lat 23
- Gardasiewicz Paweł, lat 44”. (…)