W związku z 700-leciem potwierdzenia nadania Warce praw miejskich pragniemy przybliżyć obszar całej Gminy Warka czyli licznych miejscowości z ich niezwykle bogatą historią oraz osiągnięciami. Chcemy również zaprezentować wybitne postacie, których działalność była nie tylko ważna dla naszych małych ojczyzn, ale także dla całego kraju. Również dla naszych lokalnych bohaterów ich miejsca urodzenia były obszarem doniosłych doświadczeń oraz osobistych przeżyć. Wieś w której mieszkamy to przestrzeń niewielka, ale dla nas to centrum świata. Miejsce, w którym się „obracamy” – nasze domy, pola, świetlice oraz kościoły. To przestrzeń stworzona naszym wielkim wysiłkiem. Decydują one o pozycji naszego regionu, ale również całego kraju. 700-lecie potwierdzenia nadania praw miejskich Warce traktujemy jako wspomnienie historii nie tylko miasta Warka, ale również całej Gminy.
LECHANICE
Najdawniejsze dzieje Lechanic
Z miejscowych legend wynika, że nazwa wsi Lechanice pochodzi od imienia jej założyciela – rycerza Lichana, który jak sugeruje jego przydomek, mógł być niepozornego wzrostu. W ciągu dziejów bardzo często zmieniali się właściciele wsi. W XVI w. część Lechanic należała do Miedzechowskich, a pozostała do Boskich. Początkowo byli oni nieznaczącym, typowym dla mazowieckich wiosek rodem, który na prawym brzegu Pilicy tworzył zaścianek szlachecki. Pierwszymi jego przedstawicielami odnotowanymi w dokumentach sądowych z 1464 r. byli Piotr i Paweł Boscy. Z czasem ich potomkowie stali się bardzo zamożnym i szanowanym rodem na Mazowszu. Należały do nich oprócz Bożego i Lechanic Białobrzegi, Grabów, Góry oraz Głowaczów. Z akt parafialnych we Wrociszewie wynika, że w 1521 r. zmarł jeden z najzamożniejszych, miejscowych dziedziców – Józef Boski z Bożego. Jego syn Andrzej chorąży czerski dziedziczył po nim majątek położony po prawej stronie Pilicy od Warki aż do Bożego. Natomiast jego siostra Katarzyna Boska otrzymała dobra Lichanice. W 1522 r. we Wrociszewie się odbył ślub Katarzyny Boskiej z węgierskim szlachcicem Maciejem Mikosz. Po jego śmierci Katarzyna przekazała Lichanice bratu Andrzejowi. Boscy pełnili w Rzeczpospolitej wiele ważnych funkcji. Paweł Boski był podkomorzym czerskim, a jego brat Józef w stopniu ppor. w I Pułku Ułanów walczył w Powstaniu Listopadowym. To nazwisko pojawia się również w „Panu Wołodyjowskim”. Zosia Boska i jej matka Antoniowa zabiegały o wykupienie z niewoli tatarskiej męża i ojca. Podobno na dworze Augusta Poniatowskiego częstym gościem był pan Paweł Boski. Był on fundatorem wielu nadpilickich kościołów, szkółek i szpitalików dla ubogich m.in. w Białobrzegach. Z jego osobą związana jest także pewna anegdota. Pewnego razu na dworze króla Stanisława Poniatowskiego pojawił się kasztelan łukowski – Jacek Jezierski, który nie lubił pana Pawła z Bożego i na jego widok zakpił z jego pasji budowania kościołów: „Oto pan Boski, co wystawił dom Boski”. Na to nasz starosta czerski mu odpowiedział: „Nie tak, jak ty błaźnie, coś dla prostytutek warszawskich powystawiał łaźnie”. Natomiast satyryczny wierszyk z XVIII w. opisuje nam uroczystość rodzinną u Boskich w lechanickim dworze. „Całe niebo tańcowało, przed niebie im przygrywało. Tańcowali Boski z Boską. I syn Boski z mamą Boską. I wnuczęta sami boscy, klucznik Piotr i Paweł boscy. W kuchni boska Magda, o co prosić, tak da.” Od poł. XVI w. Boscy z Lechanic, posiadający dobra po lewej stronie Pilicy, od nazwy rodzinnej miejscowości zaczęli używać nazwiska Lichańscy. Wzmianka na ich temat pochodzi także z akt wrociszewskiej parafii. W 1637 r. rotmistrz wojsk królewskich Jaśnie Wielmożny pan Lichański z Lechanic udający się zbrojnie na elekcję Władysława IV Wazy otrzymał od miejscowego proboszcza kwotę 8 zł. W 1664 r. Natomiast Kacper Lichański doprowadził do zawarcia ugody w sporze o granice między Janem Palczewskim, a wrociszewskim plebanem. Podobno Lichańscy w II poł. XVII w. zbudowali w rodzinnej wsi parterowy dwór z niedużym gankiem, trójkątnym portykiem oraz owalnym podjazdem. Podobno był on bogato i wykwintnie urządzony oraz słynął w całej okolicy z gościnności. Najbardziej cenną informację na temat starego, modrzewiowego dworu w Lechanicach podaje ks. Marceli Ciemniewski w „Dziejach Warki”. Wspomina on, że na jego belce widniał napis, że zwycięskiej Bitwie pod Warką na uroczystym obiedzie w IV 1656 r. przebywał w tym domu wraz ze swoimi oficerami hetman Czarniecki. Warka została podczas potopu prawie doszczętnie zniszczona przez Szwedów i w mieście nie było odpowiedniego miejsca, aby ugościć słynnego hetmana oraz dowódców husarskich chorągwi. Natomiast nadawał się do tego dwór w Lechanicach. Pobyt Czarnieckiego w domu Lechańskich zaowocował wzniesieniem 4 lata później przez jego husarzy w gminie Warka 7 szwedzkich kapliczek. Często bywał w nim m.in. Piotr Wysocki. Podobno pani Kicińska chciała nawet go wyswatać ze swoją kuzynką, ale bohater Nocy Listopadowej podobno stanowczo się temu sprzeciwił i stwierdził, że do końca swoich dni pragnie pozostać kawalerem. Z rejestru pogłównego z 1674 r. wynika, że w tym czasie posiadaczami Lechanic byli nie tylko Boscy, ale także Ostromenccy, Głoskowscy, Dziantymierscy, oraz Lichańscy.
Zdjęcie – Stary dwór w Lechanicach z poł. XVIIw.
Kicińscy i ich działalność
Od XVIII w właścicielem Lechanic w gminie Warka była sławna w okolicy rodzina Kicińskich. Wywodziła się od sekretarza króla Stanisława Poniatowskiego – Piusa Kicińskiego, a w bocznej linii od hrabiego Brunona Kicińskiego – herbu Rogala. Jego powstanie – według legendy herbowej z XII w. miało miejsce za Bolesława Krzywoustego. W 1109 r. polski książę wracał z pomorskiej ekspedycji wojennej. Po drodze zatrzymał się na krotki odpoczynek. Dla książęcej rozrywki, urządzono potyczki rycerzy ze zwierzętami. Jeden z wojów przodek Kicińskich o imieniu Bibersztein uchwycił dużego bawoła za róg i mu go złamał. Widząc to Krzywousty, nadał mu herb zawierający bawoli róg. Najwybitniejszym z rodu był Tomasz Kiciński. Urodził się 9 I 1806 r. w Lechanicach. Jego siostra Klementyna wyszła za mąż za dowódcę wareckich rakietników konnych kap. Józefa Jaszowskiego. Jak wynika z jego pamiętnika w 1813 r. miało miejsce zdarzenie, które zapamiętał on do końca życia. To, że wówczas przeżył, jego koledzy – oficerowie oraz kanonierzy uważali za prawdziwy cud od Boga. Wtedy przyszły mąż lechanickiej hrabianki Józef Jaszowski, jako młody porucznik służył w wojsku Księstwa Warszawskiego. Podczas odwrotu po przegranej bitwie pod Lipskiem w Saksonii nad rzeką Saale przydarzył mu się nieszczęśliwy wypadek. Polacy, jako tylna straż wycofywali się za Francuzami na zachód. Nieprzyjaciel zniszczył na Saale wszystkie mosty. Saperzy francuscy zbudowali w pośpiechu na rzece prowizoryczną przeprawę z nierównej długości bali. Tego dnia Jaszowski jechał tym dziurawym mostem obok swego plutonu. W tym czasie adiutant cesarza Napoleona pędził z pilnym rozkazem i zepchnął Jaszowskiego na bok. Jego koń trafił przednią nogą w dziurę, przewrócił się, a następnie przygniótł Jaszowskiemu udo. W rezultacie porucznik wraz ze swoim koniem zawiśli nad przepaścią nad rzeką Saale. Jeźdźca wraz z koniem udało się z wielkim trudem polskim kanonierom uratować. Jednak stłuczenia były tak duże, że przez kilkanaście dni Jaszowskiego dopóki nie wyzdrowiał „wsadzano” na lawetę. W 1827 r. 17-letnia córka właściciela Lechanic hrabianka-Klementyna Kicińska poślubiła 39-letniego dowódcę rakietników konnych ppłk Józefa Jana Jaszowskiego. Jak wynika z jego wspomnień ceremonia zaślubin na długo zapisała się w pamięci wrociszewskich parafian. Jak wynika z pamiętnika pana młodego, narzeczeni szli od ołtarza w pod szpalerem utworzonym z szabel wareckich rakietników. Panna Kicińska miała na głowie wianek oraz piękną, białą suknię z welonem. Natomiast pan młody ubrany był w spodnie paradne z zielonymi pąsowymi lampasami. Jego kaszkiet posiadał kulisty pompon z białym orłem nad dwiema skrzyżowanymi lufami. Ubrany był również w zieloną kurtkę z czarnymi wyłogami, pąsowymi wypustkami oraz żółtymi guzikami. Przyjęcie weselne odbyło się w lechanickim dworze. Państwo Jaszowscy po ślubie zamieszkali w pobliżu ratusza w pięknej kamienicy z balkonem na wareckim rynku. Klementyna z Kicińskich otrzymała od ojca duże wiano, za które jej mąż zakupił majątek ziemski o powierzchni 28 włók w Woli Łychowskiej. Jej brat – Tomasz Kiciński wstąpił do armii Królestwa Polskiego. Był sierżantem w 2 Pułku Strzelców Pieszych. Kiciński przyjaźnił się z Piotrem Wysockim. Był również jego słuchaczem w Szkole Podchorążych Piechoty w Warszawie. Należał m.in. do grupy Wysockiego, która zapoczątkowała powstanie listopadowe oraz, jako pierwsza zaatakowała pułki rosyjskie skoszarowane w okolicy Łazienek. Podobno Tomasz Kiciński z Lechanic dołączył do grupy „Termopilan”, dopiero w okolicach kościoła św. Krzyża, gdy podchorążowie zmierzali już do Arsenału. Do historii przeszedł on również, jako uczestnik strzelaniny przed pałacem Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmieściu. Wówczas Tomasz Kiciński został raniony przez płk. Meciszewskiego. Według relacji Piotra Wysockiego podchorążowie oddali strzały do oficerów w odpowiedzi na zranienie Kicińskiego. Śmierć ponieśli wtedy gen. Maurycy Hauke i płk Filip Meciszewski. W 1830 r. Tomasz Kiciński z Lechanic uzyskał awans do stopnia podporucznika. Rok później w bitwie pod Ponarami lechanicki dziedzic został ciężko ranny. Następnie wraz z bratem Antonim dostał się do niewoli. Dzięki wstawiennictwu rosyjskiego gen. Korffa, z którym łączyły ich więzi rodzinne, obaj trafili do szpitala. Tomasz Kiciński przebywał w nim do 1832r. Następnie został aresztowany przez Rosjan pod zarzutem udziału w Powstaniu Listopadowym. Lechanicki hrabia został osadzony w przerobionym na więzienie klasztorze dominikanów w Warszawie. Następnie został skazany wyrokiem Najwyższego Sądu Kryminalnego na 4 lata więzienia, które następnie zamieniono na 3 lata aresztanckich rot fortecznych na Kaukazie, w Iszymie i Kursku. Jednak na mocy amnestii carskiej z 1841 r. odzyskał wolność i powrócił do rodzinnych Lechanic. Po latach odnowił kontakty z Piotrem Wysockim, który także wrócił z zesłania i zamieszkał w Warce. W 1863 r. Kicińscy z Lechanic pomagali oddziałom powstańczym. Udostępniali im podwody oraz przekazywali żywność. 17 V 1863 r. przed lechanickim dworem zatrzymał się na posiłek i krótki odpoczynek oddział majora Władysława Grabowskiego przed tragiczną bitwą pod Nową Wsią. Po śmierci hrabiego Tomasza Kicińskiemu Lechanice odziedziczył syn Kazimierz oraz jego żona Urszula z Łępickich. W 1872 r. urodził się im syn Adam. Do chrztu we wrociszewskiej świątyni trzymał go bohater Nocy Listopadowej Piotr Wysocki. Adam Kiciński wychowywał się w domu otoczonym malwami wśród pamiątek narodowych oraz umiłowania wojska. Podobnie, jak dziadek i chrzestny został żołnierzem. Adam Kiciński walczył w Legionach Piłsudskiego, a następnie uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1924 r. prezydent RP Stanisław Wojciechowski awansował go do stopnia generała brygady. W wolnej Polsce pochodzący z Lechanic Adam Kiciński zajmował się szkoleniem polskiej jazdy. Za osiągnięcia na polu walki został odznaczony Krzyżem Walecznych, Złotym Krzyżem Zasługi oraz Francuską Legią Honorową 5 klasy. Zmarł 3 VI 1959 r. w Poznaniu.
Zdjęcie – Powstaniec 1830r. – hrabia Tomasz Kiciński
Zdjęcie – Przed starym dworem w Lechanicach. 1908r.
Dzieje lechanickiej, niezwykłej kapliczki wzniesionej nieopodal dawnej karczmy Żyda Jankiela
Jedyną pamiątką, po Kicińskich w Lechanicach jest miejscowa, przydrożna kapliczka. Powstała w I poł. XIX w. na gruntach dworskich. Z kapliczką związana jest przekazywana z pokolenia na pokolenie opowieść. Podobno na początku XIX w. Lechanice zamieszkiwało dużo żydowskich rodzin. Z tego powodu mieszkańcy sąsiednich osad nazywali wieś Palestyną. Podobno właściciel miejscowego majątku – hrabia Tadeusz Kiciński, chcąc nadać jej bardziej chrześcijański charakter, postanowił we wschodniej części wsi wznieść kapliczkę z postacią swojego imiennika, jednego z apostołów oraz męczenników – Judy Tadeusza. Jednak nowa figura nie spodobała się tutejszym mieszkańcom. Nie przypominała świętych z pobliskich wiosek. One miały za swoich patronów Pana Jezusa, Matkę Boską albo św. Jana Nepomucena. Większość mieszkańców Lechanic twierdziła, że postać z ich kapliczki to nie święty, tylko jakiś poganin albo Żyd. Figura Judy Tadeusza w Lechanicach była przez długie lata przedmiotem drwin okolicznych mieszkańców. Nigdy nie odprawiano przed nią nabożeństw majowych. W letnie wieczory miejscowa młodzież spotykała się przy kapliczce, piła alkohol oraz śpiewała sprośne piosenki. Naprzeciwko kapliczki św. Judy Tadeusza w Lechanicach mieściła się karczma, której właścicielem był bardzo zamożny Żyd Jankiel. Wraz z liczną rodziną mieszkał on przy starym trakcie z Nowego Miasta do Warki. Pewnego razu w andrzejkową noc miejscowy muzykant o imieniu Walenty, który za kilka kubków gorzałki grał na fujarce u Jankiela, zasnął pod drewnianą ławą w jego przydrożnej oberży. Nad ranem właściciel karczmy obudził pijaczynę i wysłał do domu. Walentemu mimo wszystko nie spieszyło się do rodziny. Przepił wszystko, co zarobił, a w chałupie czekała na niego żona. Podchmielony i zmęczony wiejski muzyk zatrzymał się przed pokrytą szronem lechanicką figurą. Następnie wyjął flet z kieszeni i zaczął dla rozgrzewki grać skoczne oberki oraz nucić przyśpiewki. Namawiał również tajemniczą postać do tańca. Figura św. Judy Tadeusza stała niewzruszona. Pijany mężczyzna zaczął ją przeklinać i wyzywać od głupców. Niespodziewanie betonowa postać zeszła z cokołu i przemówiła do zaskoczonego grajka tymi słowami: „Masz odwagę przed świętym Tadeuszem sprośne przyśpiewki śpiewać, pobożnych nie znasz. Zamiast po całych nocach pić i poniewierać się po oberżach powinieneś siedzieć w domu z rodziną. Ja ci dam taką nauczkę, że do końca życia ją zapamiętasz”. Kiedy Walenty podniósł głowę ujrzał ogromną postać z potężną maczugą, która mierzyła wprost w jego plecy. Przestraszony mężczyzna uciekł w stronę pobliskich zabudowań. Nawet żonie Walenty wstydził się przyznać, co go spotkało przed miejscową kapliczką. Następnego dnia wczesnym rankiem znowu pobiegł do figury świętego Judy Tadeusza. Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył tajemniczą postać na swoim miejscu. Wiejski grajek – Walenty, niestrudzony smakosz żydowskiej gorzałki postanowił zmienić swoje dotychczasowe życie oraz stać się lepszym mężem oraz ojcem. Przed powrotem do domu jeszcze raz spojrzał na świętego Judę Tadeusza i wydawało mu się, że przez chwilę widział radość na jego twarzy. W następnym roku wiosną Walenty odnowił kapliczkę, naprawił dach i umieścił na nim nowy krzyżyk.
Zdjęcie – Kapliczka Judy Tadeusza w Lechanicach. 2019r.
Nowi właściciele Lechanic – Andrzej Kazimierz Brzeziński, jego żona Hrabianka Felicja z Dal-Trozzów oraz ich wybitny syn-Kazimierz Antoni
W 1896r. Lechanice przeszły na własność michałowskiego, dworskiego pisarza Kazimierza Andrzeja Brzezińskiego oraz jego ukochanej żony hrabianki Felicji Pauliny Emilii z Dal-Trozzów. 1 XII 1895 r. w pałacu w Michałowie urodził się najstarszy ich syn Kazimierz, Antoni – wybitny patriota, działacz ruchu narodowego oraz miejscowy społecznik. Pierwsze imię otrzymał Kazimierz po ojcu, a drugie Antoni po dziadku ze strony mamy. Po ślubie Brzezińscy zamieszkali wraz z rocznym synkiem Kaziem w lechanickim dworze. Ojciec z tej okazji w dworskim ogrodzie posadził drzewo. Podobno rośnie tam do dziś. W starym lechanickim dworze pamiętającym jeszcze czasy Czarnieckiego w atmosferze pozytywnych wartości oraz patriotyzmu wychował Kazimierz Antoni Brzeziński. Początkowo uczył się on pod okiem najlepszych guwernerów w domu rodzinnym w Lechanicach. Następnie uzyskał wszechstronne wykształcenie z zakresu rolnictwa, historii, politologii oraz zarządzania w Warszawie. Uczył się również w stolicy języków obcych oraz podobnie, jak 2 siostry gry na fortepianie. Efekty tej nauki były widoczne i zdumiewające. Lechanicki dziedzic posługiwał się biegle 8 językami. W 1914 r. Kazimierz Brzeziński ukończył II Gimnazjum Realne w Krakowie, a następnie wyjechał na kurację w szwajcarskie Alpy. Od dziecka chorował bowiem na gruźlicę oraz serce. Ze względu na to ukończył liceum w Davos, a w 1918 r. zdał z wyróżnieniem maturę. W latach 1914-17 w starym, lechanickim dworze mieścił się sztab wojskowy oraz stacjonowali niemieccy żołnierze. Ponad 200-letni dwór, w którym urodziło się i wychowało kilka pokoleń lechanickich dziedziców, przestał istnieć pod koniec I wojny światowej. Na posiadających stylowe łuki piwnicach z czerwonej cegły Kazimierz Andrzej Brzeziński zbudował urokliwy pałacyk wg projektu wybitnego polskiego architekta z II poł. XIX w. Apoloniusza Nieniewskiego. W 1920 r., kiedy ważyły się losy polskiej państwowości Brzezińscy przeżyli trudne chwile. Najpierw zmarła ich córka Felicja. Dwa lata później rodzinę spotkało kolejne nieszczęście. W latach 20-stych XX w. odeszli jej rodzice. Kazimierz wraz z siostrą Marią przejął po nich gospodarstwo. Majątek Brzezińkich w Lechanicach nad Pilicą był ogrodzony. Przy bramie wjazdowej stał budynek zwany kordegardą. Dalej znajdowało się tzw. „podwórzysko”. Składało się ono z 2 części. Na tzw. „większym podwórzu” mieściła się duża, drewniana szopa na sprzęty rolnicze oraz młockarnie. W sąsiedztwie stała nowoczesna obora z czerwonej cegły. Stało w niej 40 krów rasy holenderskiej. Właściciel majątku Lechanice Kazimierz Brzeziński był dumny z swojej hodowli. Latem krowy „holenderki” wypasano na nadpilickich łąkach. Najbliżej dworu stała stajnia fornalska, a za nią cugowa. W folwarku na tzw. „mniejszym podwórzu” mieściły się kurniki. W majątku był także budynek dla indyków. Kazimierz Brzezińki wraz siostrą Marią byli entuzjastami pracy u podstaw. Dużo czasu poświęcali na pracę społeczną wśród chłopów.” Kazimierz Brzeziński angażował się w różnorodne projekty ważne dla lokalnej społeczności. Wspierał finansowo budowę szkoły we Wrociszewie oraz był członkiem miejscowej Rady Gminnej. W Lechanicach w 1925 r. Brzeziński powołał Kasę Stefczyka. Dzięki jego zaangażowaniu dworscy pracownicy założyli związek zawodowy. Znamy nazwiska niektórych nich – rządca Stanisław Markowski, ekonom Karol Bojanowicz, Stanisława Węgorzewska, pan Markowiak oraz stangret Stanisław Wójcik. Od 1928 r. Kazimierz Brzeziński należał do Stronnictwa Narodowego. Rok później wybrano go na prezesa SN powiatu grójeckiego. Jak wynika z relacji najstarszych mieszkańców wsi Brzeziński był również dobrym, życzliwym oraz szlachetnym człowiekiem. Kazimierz Brzeziński pragnął, aby w Lechanicach oraz w każdej okolicznej wsi była piękna i nowoczesna szkoła. Z myślą o lokalnej społeczności, przekazał Straży Ogniowej w Grzegorzewicach oraz 3 szkołom powszechnym w Opożdżewie, Wichradzu i Grzegorzewicach 4 działki o łącznej powierzchni 11,40 ha. W roku 1945 r. zostały one wyłączone z parcelacji. Mało, kto zdobyłby się na taki gest. Rzadko, kto oddałby za darmo bardzo wartościowe działki położone w atrakcyjnym miejscu przy trasie Warka – Falęcice. Lechanicki dziedzic mimo wielu zajęć miał również czas na spotkania z przyjaciółmi oraz rodziną. Był zapalonym myśliwym. Uwielbiał również grę w tenisa na własnym korcie. Był świetnym kompanem i zapalonym brydżystą. Jak wynika z relacji jego pracowników był „niezmiernie delikatnym w obejściu”. Zadziwiał wszystkich skromnością, pogodą ducha oraz kulturą osobistą. On w swoim życiu kochał tylko jedną kobietę – Annę Marię Piasecką. Wziął z nią ślub w 1928 r. Owocem ich miłości była ich jedyna córka – Anna Maria. Częstym gościem w lechanickim dworze był jego serdeczny przyjaciel niezwykle uzdolniony wrociszewski organista Stanisław Wyszyński. Kazimierz Brzeziński pomagał mu finansowo w wykształceniu jego syna – przyszłego prymasa Tysiąclecia – Stefana Wyszyńskiego. Wrociszewski organista uświetniał swoją mistrzowską grą ważne uroczystości w lechanickim dworze. Ulubionym zajęciem lechanickiego dziedzica były również przejazdy własnym promem na drugą stronę Pilicy. Tereny nad rzeką i jej nadpilicką dolinę uważał, za najpiękniejsze miejsca na świecie. Kazimierz Brzeziński był także szanowanym obywatelem, niekwestionowanym autorytetem moralnym oraz gorącym patriotą. W 1920 r. został mianowany pełnomocnikiem Obywatelskiego Komitetu Obrony Państwa w gminie Nowa Wieś. W latach 30-stych Kazimierz Brzeziński pełnił również czołowe funkcje w ruchu narodowym.
Zdjęcie – Kazimierz Andrzej Brzeziński wraz z żoną hrabianką Felicją z Dal-Trozzów wraz starszymi dziećmi:Kazimierzem i Felicją przed starym lechanickim dworem… 1903 r.
Zdjęcie – Dzieci Brzezińskich z babcią. Z tyłu od prawej Felicja, obok Kazimierz- Antoni, a na kolanach najmłodsza ich siostra Maria-Adela. 1905r.
Zdjęcie – Dworskie zabudowania w Lechanicach oraz Kazimierz-Antoni Brzeziński oraz jego siostra Maria-Adela. 1923 r.
Zdjęcie – Sylwester u Brzezińskich w 1938r.
Zdjęcie – Pałacyk Brzezińskich wzniesiony w g. projektu P. Nieniewskiego. 1939 r.
Lechanice podczas okupacji
Po 1939 r. Kazimierz Antoni Brzeziński podjął działalność konspiracyjną. Lechanicki dziedzic został wybrany prezesem tajnego Zarządu Okręgu SN tzw. Warszawy „Ziemskiej”. Brzeziński od poł. 1941 r. współpracował z Armią Krajową. Był mózgiem lechanickiej konspiracji. W jego majątku w mieściła się radiostacja oraz pole zrzutowe ochraniane przez chłopaków z lechanickiego oraz wareckiego AK. Podporą i sojuszniczką w działalności konspiracyjnej Kazimierza Brzezińskiego była jego niezamężna siostra Maria-Adela, która w lechanickim majątku uczyła dzieci pracowników folwarcznych pisania i czytania. Wykładała także w Warce na tajnych kompletach. Zajmowała się również gromadzeniem leków i materiałów opatrunkowych dla miejscowego AK. W lechanickim folwarku na Marynkach 300m od Pilicy mieścił się w czworak oraz obora, w której latem przebywało młode bydło, które przed zimą wracało do obór do Lechanic. Można było dostać się do tego zapilickiego folwarku Brzezińskich wiejskim promem. Ukrywali się w nim także ludzie zagrożeni aresztowaniem. Podczas okupacji Kazimierz Brzeziński uratował wielu młodych mężczyzn przed wywózką na roboty przymusowe do Niemiec. Niektórym rannym uczestniczącym w akcjach podziemia pomagał w swoim majątku wrócić do zdrowia. Kazimierz Brzeziński był bardzo odważnym człowiekiem. Dla słusznej sprawy potrafił ryzykować własnym życiem. Podczas okupacji w folwarku Brzezińskich na Marynkach istniała drużyna ZWZ-AK Jej trzon stanowili zagrożeni aresztowaniem młodzi ludzie. Kazimierz Brzeziński załatwiał im mistrzowsko podrobione fałszywe papiery. Do końca wojny, jak wspomina ich posiadacz Zbigniew Kączkowski Niemcy nigdy mu ich nie zakwestionowali. Młodzi ludzie zatrudnieni byli w należącym do Brzezińskich lesie, jako drwale. Większość żołnierzy VI plutonu ZWZ-AK pod kierunkiem dojeżdżających instruktorów ukończyła w Lechanicach tajną Podchorążówkę. Trzon grupy stanowili: Leszek Walkowski, jego brat Jerzy ps. Matwiej oraz Mieczysław Lipko ps. Miętus. Żołnierzem lechanickiej drużyny był także warszawski działacz Szarych Szeregów Zbigniew Kączkowski. W okolicznych wsiach prowadził on także tajne nauczanie. Jeździł od wsi do wsi do swoich uczniów latem rowerem, a zimą na nartach. Oczekiwały go tam dzieci w różnym wieku. 11 IX 1942 r. żołnierz lechanickiej AK Zbigniew Kączkowski w domu jednego z mieszkańców Białej Góry zorganizował dla swoich uczniów i ich rodziców z okazji narodowego święta Niepodległości uroczystą akademię. Razem z dziećmi przyozdobił izbę białymi i czerwonymi bibułami. Na ścianie frontowej umieścił oprawione w ramki godło państwowe. Kiedy dzieci z przejęciem deklamowały wiersze patriotyczne i odśpiewały hymn narodowy wszyscy zgromadzeni płakali. Na chwilę zapomnieli, że jest wojna.
Zdjęcie – Leśnik w majątku Lechanice, żołnierz AK, por. Władysław Fabiszewski
Niezwykła lechanicka drużyna NOW-AK
Jednym z najważniejszych zadań lechanickej drużyny było gromadzenie broni. Młodzi żołnierze poszukiwali pistoletów również w lasach za Pilicą. Jeden z najdzielniejszych żołnierzy lechanickiej drużyny – Leszek Walkowski czasem całymi nocami poszukiwał karabinów po otrzymaniu informacji od miejscowej ludności, gdzie zostały zakopane we wrześniu 1939 r. Pewnego razu podczas wyrębu drzew w zagajniku na Marynkach miejscowi żołnierze odkryli w króliczych norach istną kopalnię broni. Podobno pistolety ukrył jakiś rozbrajający się oddział W.P. Z głębokich nor młodzi konspiratorzy wyciągali karabiny pokryte grubą warstwą wazeliny. Każde takie nawet pojedyncze odkrycie było przez nich witane okrzykami radości. Należący do lechanickiej ZWZ-AK młodzi drwale mieszkali w budynku dworskim na Marynkach. W jednym z 4 mieszkań pod podłogą znajdował się gromadzony przez wiele miesięcy przez żołnierzy VI plutonu ZWZ- AK Lechanice pokaźny arsenał broni. Głównym źródłem utrzymania żołnierzy lechanickiej drużyny było wynagrodzenie za pracę w lesie. Zadania wyznaczał im oraz nadzorował ich wykonanie miejscowy leśniczy żołnierz AK Władysław Fabiszewski. Podstawowym elementem wynagrodzenia były deputaty żywnościowe. Raz w miesiącu żołnierze ZWZ-AK przywozili promem z Lechanic na Marynki worki pełne ziemniaków, mąki oraz kaszy. W poł. 1941 r. przebywał w tzw. „grupie” Lechanice jeden najwybitniejszych żołnierzy Narodowej Organizacji Wojskowej – Józef Zadzierski ps. „Zawisza”. Kazimierz Brzeziński uczył go podstaw działalności konspiracyjnej oraz walki partyzanckiej. Podczas niemieckiej okupacji pałacyk Brzezińskich w Lechanicach stanowił centrum życia kulturalnego w parafii Wrociszew. Kazimierz skupił wokół siebie i zapraszał do swojego domu ludzi zainteresowanych tematyką narodową oraz ideowo-wychowawczą. Lechanicki dziedzic był także autorem wielu broszur i wydawnictw na ten temat. W jego domu panowała patriotyczna atmosfera. Zorganizował on we własnym dworze wiele spotkań i odczytów. Z relacji siostry Zadzierskiego – Aliny wynika, że Józek także w nich uczestniczył. W Lechanicach Zadzierski zaprzyjaźnił z wieloma ciekawymi ludźmi. Miał okazję usłyszeć odpowiedzi na wiele nurtujących go pytań. Przez pewien czas kapelanem w lechanickiej NOW-AK był ks. Bolesław Stefański. Niestety ktoś doniósł Niemcom o istnieniu drużyny AK w Lechanicach. 11 IV 1943 r. Hitlerowcy zorganizowali obławę w miejscowym majątku, w wyniku której, aresztowano kilka tysięcy ludzi. Zostali także zatrzymani wszyscy żołnierze lechanickiej drużyny NOW- AK. Najgorszy los spotkał tych, którzy przebywali w sąsiedztwie znalezionego przez Niemców magazynu z bronią czyli Jerzego i Leszka Walkowskich. Cała ich rodzina była bezgranicznie oddana lechanickiej konspiracji. Matka Leszka Walkowskiego i jego siostra Bożenka także należały do miejscowego AK. W lechanickim majątku zajmowały się konserwacją broni. Całą rodzinę Walkowskich przewieziono do radomskiego gestapo. Leszek mając świadomość, jakie tortury go tam czekają postanowił za wszelką cenę uciekać. Jego przyjacielowi Zbigniewowi Kaczkowskiemu dosłownie w ostatniej chwili udało się rozwiązać skrępowane ręce Leszka Walkowskiego. Aresztowanych przed radomskim gestapo ustawiano jeden po drugim w pięciu szeregach. Stanisławę Walkowską spotkało wielkie szczęście, nagle przed nią pojawił najukochańszy syn Leszek. Wszyscy mężczyźni mieli związane ręce. Tylko jej syn miał niekrępowane. Jednak Leszek, aby tego nie zauważyli Niemcy trzymał ręce z tyłu. W pewnym momencie chwycił on i uścisnął dłoń ukochanej matki i powiedział do niej: „Mamuś będę uciekał”. Matka odpowiedziała mu cicho: „Daj Ci Boże szczęście synku, uciekaj szczęśliwie”. Następnie szepnęła do córki: „Bożenka pożegnaj Leszka. Twój brat będzie uciekał”. Później cały czas Stanisława Walkowska trwała na modlitwie i z biciem serca czekała na dalszy bieg wydarzeń. Wywołany przez gestapowca jej syn Leszek wysunął się z tłumu, trzymając ręce skrzyżowane z tyłu. Gestapowiec chwycił go za prawe ramię. Następnie przeprowadził Leszka Walkowskiego przez podwórze i po kilku stopniach przez niewielki podest wprowadził do gmachu radomskiego gestapo. Świadek tych zdarzeń jego przyjaciel Zbigniew Kaczkowski przez chwilę był trochę rozczarowany, że Leszek nie uczynił żadnego użytku z odzyskanej swobody ruchu. Jednak nie miał racji. Nagle z wnętrza budynku radomskiego gestapo dobiegły jakieś krzyki i strzały. Matka Leszka Walkowskiego, kiedy je usłyszała, o mało nie umarła ze strachu. Nie wiedziała czy jej syn Leszek uciekł, czy może podczas ucieczki zastrzelili go Niemcy. Jednak przeczucie jej mówiło, że tak się nie stało. W tej samej chwili z drzwi radomskiego gestapo wybiegł Leszek. Walkowski zeskoczył z podestu, skręcił w prawo, przesadził płot i zniknął w ciemnościach. Przebieg wydarzeń, jakie się rozegrały w budynku jego kolega z lechanickiego AK Zbigniew Kaczkowski mógł sobie jedynie wyobrazić. Leszek Walkowski przewyższał sporo wzrostem prowadzącego go do gmachu SS Niemca. Prawdopodobnie na pierwszym lub drugim podeście schodów z natury leworęczny Leszek zaskoczył swego konwojenta mocnym lewym sierpowym, po czym przeskakując po parę stopni, zbiegł do wyjścia. W tej sytuacji Niemcy nie mogli zapewne zrobić dużego użytku z broni palnej, bo istniało niebezpieczeństwo zranienia własnych ludzi. Niemniej jednak jedna z kul trafiła Leszka w ramię. Jednak niezwykłej postaci lechanickiej konspiracji – Leszkowi Walkowskiemu udało mu się uciec. Niestety, nie dane było Leszkowi Walkowskiemu długo cieszyć się życiem na wolności. W kilka dni po swej brawurowej ucieczce z radomskiego gestapo pojechał do Warszawy. Poległ podczas walk z gestapowcami na Dworcu Głównym. Jego starszy brat także nie doczekał końca wojny. Jerzy Walkowki zmarł w obozie na tyfus. Informuje o tym jedyna pamiątka po nich umieszczona w Kościele św. Stanisława Kostki pamiątkowa tablica ufundowana po wojnie przez ich mamę Stanisławę Walkowską oraz siostrę Bożenkę.
Zdjęcie – Rodzina Walkowskich. Lata 30-ste XX w.
Zdjęcie – Tablica ku czci żołnierzy Lechanickiego AK – rodziny Walkowskich w kościele św. S. Kostki na Żoliborzu.
Działalność Kazimierza Antoniego Brzezińskiego po opuszczeniu lechanickiego majątku
Po wkroczeniu wojsk sowieckich w styczniu lechanicki dziedzic wraz z żoną Anną Marią i córką byli zmuszeni opuścić rodzinny majątek. Udali się do Warszawy, żegnani przez pracowników folwarcznych, którzy wierzyli, że ich ukochany dziedzic wkrótce powróci do swojego dworu. Jednak Kazimierz Brzeziński opuścił go zawsze. Po wojnie dawny majątek w Lechanicach został znacjonalizowany. W kwietniu 1945 r. Kazimierz Brzeziński został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa w Warszawie. Był więziony w Rembertowie, Poznaniu, Rawiczu oraz na warszawskiej Pradze. Po opuszczeniu więzienia zamieszkał z rodziną w Warszawie przy Alejach Jerozolimskich. Od stycznia 1946 r. Brzeziński pracował, jako urzędnik w prywatnej firmie budowlanej. Po 2 miesiącach został zwolniony z pracy. Ale na szczęście udało mu się zatrudnić na podobnym stanowisku w Zrzeszeniu Przetwórstwa Zbożowego w Warszawie. W międzyczasie kontynuował swoją działalność w tajnym ruchu narodowym pod pseudonimem „Janusz”. Uczestniczył także w konspiracyjnych zebraniach oraz był skrzynką kontaktową. W 1947 r. Kazimierz Antoni Brzeziński został ponownie aresztowany. Stalinowski sędzia skazał go na 6 lat więzienia. Lechanickiemu dziedzicowi zarzucono „szkodliwą dla Polski działalność mającą na celu usunięcie przemocą Rządu i zagarnięcie jego władzy oraz pozbawiono go na rok praw publicznych i obywatelskich. Kilka lat Brzeziński spędził w więzieniu we Wronkach, gdzie zachorował na gruźlicę. Nawrót choroby był spowodowany koszmarnymi warunkami panującymi w zakładzie karnym. Kazimierz Antoni Brzeziński był bardzo religijnym człowiekiem, a dekalog był jedynym drogowskazem w jego życiu. To dzięki modlitwie przetrwał w więzieniu najtrudniejsze chwile. Na początku lat 50-tych Kazimierz Antoni Brzeziński opuścił więzienie. Na szczęście przypomniał sobie o swoim dobroczyńcy sprzed 30 lat prymas Wyszyński, któremu Brzeziński finansował naukę. Prawdopodobnie głównie dzięki wstawiennictwu kardynała Wyszyńskiego, po jego kilku zdecydowanych interwencjach lechanicki dziedzic i inni skazani wyszli na wolność. Niestety zaraz po opuszczeniu więzienia Kazimierz Antoni Brzeziński ciężko zachorował na serce. Podobno w tym samym czasie opuściły go również żona oraz córka. Obawiały się nowych prześladowań i wizyt UB w ich warszawskim mieszkaniu przy Alejach Jerozolimskich. Postanowiły rozpocząć życie od nowa. Żona oraz córka Kazimierza Brzezińskiego wyjechały na ziemie odzyskane. Zamieszkały w Szczecinie. Po ich wyjeździe Kazimierz Brzeziński jeszcze bardziej się załamał. Poczuł się opuszczony i nikomu niepotrzebny. Zamieszkał u sióstr w Otwocku. Jednak myślami wracał do szczęśliwych lat dzieciństwa i młodości do swojej ukochanej, nadpilickiej wsi Lechanic. Wiosną 1965 r. Kazimierz Brzeziński, po 20 latach nieobecności postanowił odwiedzić rodzinny majątek. Przed śmiercią chciał ostatni raz zobaczyć Lechanice. Rodzina z uwagi na jego chore serce odradzała mu ten wyjazd. Postawił na swoim. Pewnego razu w piękny, wiosenny dzień wynajął samochód z kierowcą i dotarł do Grzegorzewic, skąd widział w oddali wierzę ukochanego dworu. Był wzruszony, że jest tak bardzo blisko swojego domu, gdzie spędził najszczęśliwsze chwile w życiu. Miał go niemal na wyciągnięcie dłoni. Jednak w pewnym momencie Kazimierz Brzeziński poczuł się bardzo źle. Jego serce zaczęło bić bardzo szybko. Zdawał sobie sprawę, że jeżeli podjedzie bliżej dworu, może tego nie przeżyć. Ze łzami w oczach kazał zawrócić kierowcy do Warszawy. Kilka miesięcy później 1 VIII 1965 r. Kazimierz Brzeziński zmarł w wieku 69 lat w domu opieki sióstr zakonnych w Otwocku. Został pochowany w grobie rodzinnym Dal-Trozzów na Powązkach. Kilka lat później dołączyła do niego siostra Maria. Dopiero 37 lat po jego śmierci Kazimierz Brzeziński Sąd Wojewódzki w Warszawie unieważnił wyrok sądu jego sprawie z 1948 r. W uzasadnieniu sędzia napisał. „albowiem czyn związany był z działalnością nieżyjącego już Kazimierza Brzezińskiego na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego”.
Zdjęcie – Kazimierz Antoni Brzeziński lata 40-ste XX w.
Zdjęcie – Dwór Brzezińskich w Lechanicach od strony Pilicy. 2020r.
Autor artykułu – Grażyna Wachnik