9 lutego Gminną Instytucję Kultury „Dworek na Długiej” mocno zaskoczył… „Dobry Wieczór”. Wiadomo było, że te cykliczne spotkania z poezją to coś pięknego, że zrzeszają wareckich miłośników słowa, że są wyjątkowe, ale tego, że na kolejnym już, jedenastym spotkaniu ujawni się tyle nowych talentów – nikt się nie spodziewał. W szeregi spotkań z poezją dołączyli: Dorota Pisarek, Bożena Pisarek, Mariola Rękawik, Anna Łuszczyk oraz Piotr Mrozowski. Warto zaznaczyć, że nie dla wszystkich były to debiuty literackie bowiem Anna Łuszczyk oraz Piotr Mrozowski mogą pochwalić się już swoimi publikacjami. Wśród uczestników spotkania nie zabrakło również fundamentalnych już postaci „Dobrych Wieczorów”, a zatem Andrei Czasak oraz Janusza Gwary, jak również Sylwii Setniewskiej, która od niedawna dołączyła do nieformalnego klubu poetyckiego.
Ze względu na bliskość Dnia Zakochanych czyli „Walentynek” motywem przewodnim spotkania była… miłość. Mówiono o niej dużo, pod różnymi postaciami, czy to o miłości do kobiety czy mężczyzny, czy do matki, żony, męża, do ojczyzny, Boga, a nawet życia. Bez względu na to jaka to miłość, każda porusza i nie pozwala przejść obok siebie obojętnie, wszak wszystko od niej się zaczyna i na niej się kończy.
Dobry wieczór ze słowem mówionym dopełniło słowo śpiewane przez Piotra Kędziora, który wystąpił dla zebranej publiczności w ramach cyklu „dWorek z Piosenką”.
ZDJĘCIA Z IMPREZY SĄ DOSTĘPNE TUTAJ
Poniżej prezentujemy wiersze zaprezentowane podczas 11 Dobrego Wieczoru!
Andrea Patrycja Czasak
CHABER
Usnęłam obok kamienia.
Obudziłam się jako chaber.
Niewielki kwiat o błękicie tęczówek,
bławatek kochający się w masie błahostek,
mały chwast z odbiciem nieba bez pokrycia
Andrea Patrycja Czasak
INSTRUKCJA
Chciałam się nauczyć
instrukcji obsługi ludzi.
Trochę mi nie wyszło
dokręcanie śrubek.
Zgubiłam gdzieś notatki
spisane w pośpiechu
i gubiłam się
ciągle
na alejach uczuć.
Przeczytałam punkt pierwszy,
podrapałam się po głowie
z braku zrozumienia wyrzucanych liter.
To jeszcze mój język?
Nieco dziwny trochę.
Postanowiłam
zerknąć do słownika.
Utknęłam na pierwszej stronie.
Niepojęte Wydawnictwo,
przekład niepodany,
rok gdzieś zatracony;
zresztą
nic tu po nim.
Nauczyłam się od strachu,
że nie tylko w opowieściach
mrozi krew w żyłach,
spojrzenia od treści
chce jak zasilanie odłączyć.
Jeszcze nie zacząć,
a już zakończyć.
Nauczyłam się od Smutku,
że i on nas tworzy,
gdy nieraz trudno
życie ułożyć.
Nauczyli mnie Ludzie
bycia człowiekiem.
Ci Niewrażliwi bycia wrażliwą,
Ci Krzykliwi braku ciszy,
a Ci Cisi drobnych gestów.
nauczyli mówić,
gdy nikt nie słyszy.
Ci Mądrzy nauczyli głupoty,
Ci Mądrzy Niezbyt zalążka mądrości.
Choć ponownie, zerkając do słownika,
odbiegłam znacząco od całości.
Ci Będący Psami
miłości bez słów mnie nauczyli.
Ci Będący Rybami, że nie zawsze warto
mówić co się myśli.
Ci Obleczeni Żartem,
że warto się uśmiechać,
a Ci Smutni, że nic złego
nieraz oblać się łzami.
Ci Wiecznie Biegnący
nauczyli mnie czekać,
a Ci co czekają
biegnąć czasami na łeb, na szyję,
wciąż się potykając
o domysły.
No kto to wymyślił?
Lecz to, co wiem,
to i tak wciąż mało.
Dopiero punkt drugi w instrukcji:
gwarancja
na zawsze,
że będę się gubić.
Rozumienie zachowań
w stopniu pierwiastkowym,
wciąż zakryty wzór
dla x bytu ludzi;
od Szczęściarzy
nauczyłam się
jak łapać zazębienia,
żeby na oko jakoś sprawę załatać.
Ci co odeszli
w sposób wszelaki,
nauczyli, że kochać
niekoniecznie znaczy wracać.
Świat mnie nauczył włączać światło
i na łzie przyłapywać
jak na gorącym uczynku.
Bieg przez to wszystko
najlepszy nauczyciel,
że czasem potrzebna
jest serio
chwila odpoczynku.
Ci, którym strach podać dłoni,
nauczyli tonąć w ramionach
bez tratwy.
Nie wiedzieć czemu,
uczyli pokory,
nie porywając się od razu na statki.
Kochać mnie nauczyli
Ci Niepozorni,
trąceni pstryczkiem palca
na moją drogę.
Bez decybeli wielkich,
w dźwiękach raczej drobnych,
podali nie świat na tacy, a promień słońca na skroni.
Przyjaźni mnie nauczyli, Ci co odeszli.
Przyjaźni nauczyli, Ci co zostali.
Wszystkiego tego,
co tu się nie mieści,
nie wiem, czy ogarnę,
ucząc się latami.
Ci Mili nauczyli, że to nieraz trudne
być miłym w nie do końca miłym świecie,
aż w końcu Ci Ironiczni
nauczyli mnie, że po prostu
dobrze być człowiekiem
i nie brać aż tak
wszystkiego do siebie.
Janusz Gwara
Przemijanie
Dopiero młodość była w nas.
Dziś – skroń już posiwiała.
Jak szybko mija życia czas.
A życie rzecz wspaniała.
Więc cieszmy się z każdego dnia,
Z każdej, nam danej chwili.
Byśmy w tym świecie co tak gra,
Życia nie przegrali.
(Przylot 1997r.)
Janusz Gwara
XIII księga – bis
Odkąd tu w ślubnej przybyli karecie.
Tadeusz miał myśl jedną – myślał o… przecież wiecie
o czym marzą mężczyźni, gdy rzecz o kobiecie.
Bo nie było na Litwie, nie na świętej Żmudzi,
ni w Polsce, ni na Rusi, pośród wszystkich ludzi.
Nie było – jako i dziś – na całym tym świecie.
Mężczyzny co przepuściłby, w tę noc kobiecie.
A niewiasta? Czyż inna? Z innej krwi i kości?
Nie ona także, pragnie tej miłości.
Więc w pieszczotach wzajemnych,
czynny udział wzięła,
i tuląc się do męża – cichutko zasnęła.
Bo w tym jest cały sekret. Tajemnica cała.
Żeby jednocząc duszę – zjednoczyć i ciała.
I zawżdy zapamiętaj, coby w każdej dobie.
Dając siebie innym, brać tez trochę sobie.
Bo życie, szybko mija. Nie trwoń go na złości.
Sam kochaj. Bądź kochany. I ciesz się z miłości.
Gdy zmierzch życia nadejdzie. Minie czas działania.
Odechce ci się pracy, zabawy, kochania.
Gdyż wraz z upływem czasu, człek się bardzo zmienia.
I zostają mi tylko miłych chwil wspomnienia.
(Przylot 1996r.)
Janusz Gwara
Lecz wszystko miłe – krótko trwa.
Z chmur – czas na „ziemię” wracać.
Wspomnieniem żyją ciała dwa.
Dziś: obowiązki, praca.
A może jeszcze: kiedyś? gdzieś?
W parku, nad rzeką, lub przy piwie.
Ktoś szepnie: jak wspaniale jest.
Znów płynie czas szczęśliwie.
(Przylot I – 2017r.)
Janusz Gwara
Z wojskowych pieśni – rym
Legiony to… żołnierska nuta.
Lecz chociaż życia bardzo żal.
Od generała, po rekruta,
od wieków – tylko: Cel i Pal.
Choć wojenka – cudna to – Pani
Wróć Jasieńku do dziewczyny już
Dziś do ciebie, przyjść już nie mogę
bo zakwitły mi pąki białych róż.
Rozszumiały się wierzby płaczące,
nad żołnierzem, co gdzieś w boju zginął.
I zakwitły znów, maki czerwone,
Przy klasztorze – na Monte Cassino.
Pośmiertne awanse, medale,
Dla poległych są już bez znaczenia.
Oni – Życie – dla Polski oddali
Więc uczcijmy ich chwilą milczenia…
(Przylot 2000r.)
Dorota Pisarek
KINO
Seans zawsze zaczyna się od reklamy.
Może to być pasta do zębów, opony,
Albo nawet nowy smak zupy błyskawicznej.
Nie ma to większego znaczenia,
Bo w dzisiejszych czasach wszystko jest idealne.
Następnie leci jakieś ogłoszenie
I zaczyna się film.
Może to być komedia, dramat, a nawet horror.
Bez różnicy.
Popite colą i zagryzione popcornem
Wszystko smakuje lepiej.
Zostało sporo wolnych miejsc.
Rząd B i F w zasadzie świecą pustkami.
Następnie kilka spóźnionych głów rzuca cień na ekran.
Pani 24D płacze.
Pan 2H zasnął.
Dziecko 14A śmieje się bez opamiętania.
Aktorzy na ekranie bezbłędnie odgrywają sztuczną rzeczywistość.
Jak to się dzieje, że zawsze są nieomylni ?
Na koniec zawsze lecą napisy.
Nikt ich nie czyta,
A jak dobrze wiemy każdy chce być wyróżniony.
Wszyscy zakładają płaszcze i powoli schodzą na dół.
Jedni chwalą,
Inni gardzą.
Jak kto lubi.
Wychodząc wyrzucają puste pudełka,
Które przez dobre dwie godziny
Trzymali na kolanach.
Dorota Pisarek
MIŁOŚĆ XXI WIEKU
Mogę powiedzieć Ci, że Cię Kocham
Ale tylko w skrócie. Napisać Ci to,
By przed stresem uciec. Mogę zrobić zdjęcie,
Ale za chwilę Nie powiesz, że jestem – powiesz że byłem. Miłość ma zapach? Jeśli tak to z pewnością popcornu w heliosie. Lecz gdy idę tam z tobą, To tylko proszę By w zasadzie najlepiej to nawet nie gadać. I wcale nie dlatego, Że innym przeszkadzam Boje się wzroku innych, Twój wzrok mnie zabija. Tak właśnie Cię kocham – ty moja jedyna.
Dorota Pisarek
PRZYJAŹŃ
Mówiono mi, że nie mam przyjaciół. Widać jak bardzo mnie nie znają. Bo patrzą z wierzchu, Udając, Że człowiek znaczy wszystko. Wszystko znaczy często nic, Więc i człowiek nikim pozostaje.
Zostaje po nim bezdźwięczny rym, Który czasem dosyć mocno narusza poszczególne strofy mojego wiersza. Nie mam przyjaciół mówili? Dosyć mocno się pomylili. Chusteczka nieraz piła moje słone łzy,
Kiedy potrzebowałam otarcia ich. Nie patrzyła, że mokre, że tusz. Często dawała się zmoczyć i upaprać moim problemem. Poduszka łykała myśli i złe sny. Odganiała złe duchy I mocno tuliła Nawet chłodne emocje, Aby je rozgrzać I wrócić na ziemię. A ten naszyjnik? Na koniec zostaje. Jedyny zawsze był ze mną, A ja go dzisiaj sprzedaje.
Bożena Pisarek
SANATORYJNA ZNAJOMOŚĆ
W pięknej Muszynie,
Tuż nad Popradkiem
Spacerowała babunia
Z dziadkiem.
Spacerowali,
Się przytulali,
Adresy sobie
Powymieniali.
Może troszeczkę
Szkoda, że późno,
Ale na szczęście,
Bo nie na próżno.
W październikowy dzień
Nad Popradkiem
Pokochała się
Babunia z dziadkiem.
Kochać się trzeba
I w dzień i w nocy,
Póki się jeszcze
Patrzy na oczy.
Bożena Pisarek
POŻEGNANIE
Przeminęły trzy tygodnie,
Do domu wracamy.
Cośmy przeżyli, widzieli,
To opowiadamy.
Pewna babcia,
Się wdrapała
Na sam szczyt Malika,
A przedtem to narzekała
„W piersiach mnie zatyka”.
Potworzyły się tu pary,
Ludzie się kochają.
Miłość, czy zauroczenie?
Partnerów nie mają?
Lecz niejedna nie znalazła,
Chociaż turnus mija,
Więc cicho sobie westchnęła
„Ja jestem niczyja”.
Nie smućże się dziewczę drogie
I nie ubolewaj,
Gdy następny raz pojedziesz
Od razu podrywaj.
No bo kto pierwszy ten lepszy,
Taka jest maksyma,
Gdy się spostrzegniesz zbyt późno
To wtedy nic nie ma.
Umiejmy korzystać z życia,
Mówię bardzo szczerze.
No bo co sobie uszczkniemy
Nikt nam nie zabierze.
Bożena Pisarek
DOŻYNKI
Seniorzy, juniorzy,
Chłopcy i dziewczynki
Poszli do kościoła,
Bo dziś są dożynki.
Więc z całej parafii
Lud zadowolony
Przyszedł podziękować
Za obfite plony.
Będzie chleb dla ludzi,
Syte będzie zwierzę,
Bo nazbieraliśmy
Zbórz pełne spichlerze.
Dzięki Panie Boże,
Żeś nie dał wichury,
Gradu, kataklizmu
Ocaliłeś mury.
Więc w podziękowaniu,
Niesiem przed ołtarze,
Tych plonów kłos złoty
Panu Bogu w darze.
Pobłogosław Panie,
Ten nasz trud niemały,
Byśmy wyżywili
Polski naród cały
Raz pewna pani z Grabowa,
Trochę starsza, ale zdrowa,
Do Warszawy pojechała,
Bo męża odwiedzić chciała.
Na chodniku kółko było
O buta się zaczepiło.
Babcia nie zauważyła,
Na chodnik się przewróciła.
I na swą wielką udrękę
Połamała prawą rękę.
A, że ręka ją bolała,
Do szpitala pojechała.
Operację jej zrobili
I tę rękę naprawili.
Lecz nią robić nic nie może,
Siedzi w domu więc niebożę.
Na Andrzejkach też nie była,
Trochę by się pobawiła,
Ale musi siedzieć w domu
I nie żalić się nikomu.
Zapamiętaj więc człowieku,
Jeśli jesteś w starszym wieku
Nie wyjeżdżaj do stolicy,
Bo upadniesz na ulicy.
Anna Łuszczyk
* * *
jak daleko stąd
raju bezbrzeżne przestrzenie
ogarnięte tę jedną myślą
że jeszcze wierzę
w upiornych nocy męczarniach
na autostradach przemocy
w przezroczystych wenflonach
kablami niemocy
sączy się życie czerwone
sączy się życie okrutne
klepsydry szept
klepsydry czerń
klaps za klapsem
nowa scena
gram w tym filmie
dzień dobry
do widzenia
a pomiędzy wersami
pytania bez odpowiedzi
krzyk cisza lament
ostatnia wola
testament
kino kino ludzie
ludzie ludzie kino
wczuwam się w tę rolę
tę jedną jedyną
nie dostanę oscara
ani globu
niedźwiedzia
malin słodkich zapach
i pizza i kebab
po drodze po bandzie
mijamy się w tłumie
lato znowu pachnie
żyć jeszcze nie umiem
Anna Łuszczyk
spis powszechny
betonowe schody
w betonowych blokach
z płyt
wielkich
gipsowych
pilśniowych
o oknach wąskich na świat
z balkonami
metr na metr
wliczonymi w metraż
tu Julia mieszka
klatkę dalej – Romek
kochać się nie mogą
ile betonowych bloków?
ile pod oknami Romków?
ile Julii na balkonach?
ile łez i rozczarowań?
Anna Łuszczyk
* * *
dwa oceany
dwa dalekie
od głębin
do podniebnych paszczy
szukają w sobie ukojenia
wynurzają tajemnice
wstydliwych
srebrzystych
zmarszczek
a fale potem
biją o brzegi
lipcową nocą
rozgwieżdżoną
chore z miłości do księżyca
wyspowiadane wiatru mową
Anna Łuszczyk
kapliczka
zmalował mróz szyby
paprociowym kwiatem
śnieg iskrzy na polu
srebrnym majestatem
szkarłat piórek gili
tarniny owoce
rzeka już zamarzła
kapliczka przy drodze
niebogata skromna
błękitem w swej mocy
a z niej Przenajświętsza
patrzy prosto w oczy
i wyciąga dłonie
do przydrożnych ludzi
nie baczy kto kloszard
szaleniec pijaczek
winny czy niewinny
drobny złodziejaszek
kleptoman narkoman
młoda prostytutka
uchodźca banita
jakaś quasimodo
poplątane ścieżki
ludzkiego rodzaju
lecz tylko ta miłość
ta miłość na skraju
ta miłość Maryi
do wszystkich swych dzieci
każdą trudność znosi
każda ranę leczy
Sylwia Setniewska
Czy miłość czeka tuż za rogiem?
Czy Ją spotykamy i rozpoznamy?
Każdy zadaje sobie to pytanie.
Każdy Ją szuka i oczekuję.
Ale zapomina o najważniejszym…
Że miłości się nie szuka
Miłość się znajduję
Zjawia się niespodziewanie
i nieproszona.
Ale za którym rogiem Ją spotkasz
… tego nikt nie wie.
Piotr Mrozowski
92. Moje blokowisko
W pudełkowie
każdy swoje problemy
w bębnie pralki zamyka
odgrzewa w piekarniku mannę
podsłuchując sąsiadów
szuka odpowiedzi w 60 kanałach
kablówki
zasypia niespokojnie samotny
wśród tysięcy
(15.01.2018)
Piotr Mrozowski
21. Je vous IV*
Kocham Cię jasna
w blasku
słońca
księżyca
w świecy płochym okręgu
który Twe lica
pieści
tak cudnie
tańczy
tak zgodnie
że dech mi w piersi
zapiera
i nie oddycham
już tak
swobodnie
(25.09.2001
*kocham uwielbiam)
Piotr Mrozowski
89
Moja ukochana
nad naszym pisklęciem
wiecznie pochylona
ciągle niewyspana
macierzyństwem potargana
moja ukochana
Żona
(21.07.2008)
Piotr Mrozowski
9. Ty będziesz…
Ty będziesz duszą
mojej duszy
najgłębszą
jej śpiewem
rozpostartymi nad horyzontem
skrzydłami
będziesz
wiosny zapachem
modlitwą szczerą
nadzieją
co tak pulsuje
między nami
(14.01.2000)
Piotr Mrozowski
58. ***
Łzy Twoje całując
dumałem
że wszystko
co rosło przez te lata
między nami
jest snem pięknym
w dziwną noc
wyśnionym
mimo swej kruchości
realnym
Spełnionym
I gdyby tylko
czas
ustąpiłby
i był na me
rozkazy
zaprawdę
śniłbym go
po tysiąc razy
(12.02.2005)