Więcej
    Strona głównaBlogi„Chory - tylko od niebiegania!”… czyli o kolejnym wareckim pasjonacie biegania

    „Chory – tylko od niebiegania!”… czyli o kolejnym wareckim pasjonacie biegania

    Wstaje rano i od progu robi sto „brzuszków”. Następnie kolejne ćwiczenia rozciągająco – wzmacniające. Podnoszenie ciężarków, gimnastyka nóg i kręgosłupa. Na wszystko schodzi się godzinę. Bez śniadania, jedynie o szklance herbaty, przebiera się w lekkie spodenki, koszulkę, biegowe buty, zakłada sportowy zegarek. W podskokach przemierza schody i wyskakuje z bloku. Na osiedlu każdy Go zna i nikogo nie dziwi widok rozbieganego, wesołego emeryta. Poranna rozgrzewka w stronę lasu musi przebiegać przez ruchliwe ulice Warki. Mieszkańcy pozdrawiają Go uśmiechem. Jakieś 2 km do mostu samochodowego, aby wartkim tempem przenieść się do świeżego lasu. Knieje podgrabowskie, potem zakrzewskie, czasami jeszcze Anielin i Rozniszew. Biegnie sam, zna na pamięć odległości między leśnymi zaułkami, mógłby przebiec trasę nawet po ciemku. Wczesnym rankiem jednak rześkie powietrze daje energetycznego „kopa”. Zerkając na pomiar czasu w zegarku, zwinnie okrąża naszą podwarecką „puszczę”, aby na ostatnich kilometrach solidnie przyspieszyć. Wyznacza sobie 400- metrowe odcinki, na których wykonuje „tempówki”. Oprócz swobodnego kilkunastokilometrowego biegu po miękkiej leśnej ściółce, ciągle ćwiczy też interwały. Grząskie podłoże pachnącego lasu, korzenie, liście i piaski- skutecznie rozpracowują dolne partie mięśni i pobudzają stopy do wysiłku… Sprężyste ruchy ramion dopingują całe ciało, a w głowie…- zaczynają się dziać cuda…! Powraca po 14 km solidnego dotlenienia. Przeprawa przez most samochodowy, potem pod górę ulicą Mostową. Dziesiątki samochodów i setki przechodniów- jak w letargu mijają żwawą, prężną sylwetkę. Sterowane nieprzeciętną siłą woli, sukcesywnie ćwiczone i dyscyplinowane nogi- nigdy nie odmówiły Mu posłuszeństwa. Dzień w dzień naliczają od 13 do 17 km biegu. Są niezawodne i ochocze. Są podstawą Jego zdrowia…I szczęścia.

    Ten Pan, to Czesław Nocuń. Ma 67 lat i 30 lat biegania za sobą. Bez tego nie byłby sobą. Choruje…- tylko od „ niebiegania”… I raczej nie da się Go spotkać- u lekarza.  To kolejna nieprzeciętna warecka osobowość sportowa, której należy się hołd i naśladowanie. Znana twarz, na której wiek nie zebrał jeszcze swego żniwa. Doskonały przykład na to, jak żyć zdrowo, bujnie i kolorowo. Jak co dzień wygrywać walkę z czasem. Sport nigdy nie był Mu obcy, gdyż w dobie Jego dzieciństwa – dni wolne, to dni spędzane na dworze. Boisko, piłka, drzewa, łąki, rzeka…Kopanie, fikanie, pływanie i fizyczna rywalizacja między rówieśnikami- to zwyczajne atrybuty tamtych szczęśliwych lat. Bez komputera i drogich gadżetów sportowych- też dało się weselić. A w dodatku- jak dotlenić!

    Jego wielka przygoda z bieganiem zaczęła się niepozornie – od wychodzenia z psem na spacer. Pan Czesio miał wtedy ok. 37 lat, co jest znamienitym wiekiem dla amatora – sportowca. Płomienne lata młodości już minęły, powoli rozpoczynał się etap dojrzałych przemyśleń i analizy swojego całokształtu. Czas leci. Kim jestem? Jak wyglądam? Co dalej zrobić, by owocniej żyć?

    Najlepiej zacząć od wagi ciała, a było jej jakieś dwadzieścia kilogramów za dużo. Niski wzrost i 98 kg to duży balast do udźwignięcia. A więc krótkie początkowo wycieczki z psem wokół bloku- przeistoczyły się w krótkie pobiegania. Najpierw jedno okrążenie truchcikiem, potem dwa…I tak sukcesywne zwiększanie ich codziennie. Dotleniony organizm nabierał apetytu na coraz bogatszą aktywność. Z czasem pies został „ porzucony” na rzecz dłuższych wypraw na stadion. A tam dogodne podłoże i towarzystwo innych biegaczy- sprzyjało podniesieniu ambicji. Przysłowiowe „ kółeczka” zamieniły się w kilometry, aby w końcu zaokrąglić się jeszcze bardziej do znamienitej w biegowym środowisku „ dyszki”. Nauka czyni mistrza, a w miarę przybywania rezultatów,  stopniowego spadku wagi ciała i większego komfortu poruszania się- wyniki tych niepospolitych już „ przebieżek” stawały się coraz lepsze. Niepostrzeżenie sport od czasu do czasu- przerodził się w nieodzowną codzienność. Częsta bytność na stadionie zaowocowała zawiązaniem cennych znajomości. I tak szybko utworzyła się grupa podobnych sobie zapaleńców: Marta Mikołajczyk, Christo Wasiliew, Jan Sitnik, Jerzy Napiórkowski, Jan Przepiórka, Jerzy Więckowski, Tomasz Grzegorek, Marcin Banach, Wiesław Królik, Dariusz Bobrowski, Grzegorz Więckowski…- i On,  Czesław Nocuć. Warecka grupa biegowa, jak i nasza aktualna ( „ Biegiem po Warce”)- spotykała się regularnie raz na tydzień, ale w każdą niedzielę o godzinie 9 przy Leśniczówce. Razem zawsze jest weselej- i trochę trudniej. Rośnie rywalizacja, zaczynają się wyścigi, walka o prestiż i uznanie. Wydaje się jednak, że naszemu bohaterowi- nie uderzyły te zapędy do głowy. Pan Czesław z uśmiechem na twarzy wspomina ciepłe, sportowe spotkania, a dokładnych wyników swoich „życiówek” nawet nie pamięta. „Biegało się, bo się lubiło”- powtarza ze spokojem- „Biegam, bo  już inaczej nie mogę…”

    Pierwsze zawody to „ Bieg Teryfaksa” na warszawskich Kabatach- dystans 10 km.  Następnie coroczne Biegi Pułaskiego w Warce, w których często osiągał drugie bądź trzecie miejsce w czołówce. I  do dzisiaj sławna „ Chomiczówka” w Warszawie-  do pokonania 15 km. Rok w rok powracało się na te same imprezy i porównywało wyniki. Nie była to mordercza walka o „bycie najlepszym”, ale na pewno zdrowa doza niezbędnych do doskonalenia się ambicji. Jego najlepszy bieg na 10 km- w końcu zamknął się w przepięknej cyfrze- 42 minuty… Lata treningów i konsekwentnych ćwiczeń, upór i niesamowicie podniesiona dzięki temu wydolność fizyczna poprowadziły go ku szczytom. Półmaraton Radomski, potem  takie dystanse w Warszawie, kilka w ciągu roku- pozwoliły osiągnąć dla amatora- na pewno niecodzienny rezultat- 1,30 min. na długości  21, 097 km.

    Od półmaratonów do maratonów- to dopiero było wyzwanie! „ Królewski dystans”, czyli 42.195 km początkowo udało się Panu Czesiowi osiągnąć w niecałe 4 godziny. Z sentymentem jednak wspomina jedną z edycji Orlen Maraton w Warszawie, gdy jako 50- latek powrócił pewnej nocy z wesela z żoną, aby po krótkiej drzemce, rano zerwać się na równe nogi- i pobiec w zadziwiającym tempie swój najlepszy spośród wszystkich w życiu- i najdłuższy dystans. Maraton ukończył w pełni sił- z czasem 3 godziny 30 minut. Takich długich królewskich biegów miał w życiu kilkanaście- od Radomia, poprzez Warszawę i Kraków. Dzisiaj mówi, że z chęcią zapisałby się jeszcze na zawody w półmaratonie. Mamy nadzieję, że już niebawem to nastąpi.

    Uczył się w wareckiej Szkole Podstawowej nr 2, a potem w Zespole Szkół Zawodowych w Warce. Z zawodu jest ślusarzem remontowym. Aktualnie, na emeryturze- prócz biegania- poświęca się pracy budowlanej na działce. Od czterech lat regularnie morsuje. Jego waga, od czasów sprzed „ biegania” spadła o 30 kg. Jest rześki, pogodny i zawsze rozmowny. Odżywia się skromnie- warzywa, owoce, lekkie węglowodany, mało mięsa. Nie korzysta z wynalazków dietetycznych dla sportowców naszych czasów- typu izotonik czy żel energetyczny bądź kompleksy witamin. Na dłuższe wybiegania zabiera tylko naturalną wodę z cytryną i miodem. Nie pije kawy. Nie stosuje sztucznych witamin poza magnezem i zielem różeńca pospolitego. Ciekawy świata i ludzi, stale gdzieś podąża, wszędzie Go pełno-… poza przychodnią zdrowia…

    Były lata, gdy prócz biegania cenił sobie pływanie i rower. Dziennie pokonywał nawet trasę 100 km- podzieloną na etapy- rano i wieczorem, w stronę Magnuszewa, wracając przez Mniszew i Rozniszew. Lubił kąpiele w jeziorze, rzece i na basenie. Czasem wyjeżdżał w góry pod Zakopane i biegał oczywiście po nich – poprawiając wydolność. Podwareckie zgliszcza zawsze były jednak azymutem na mapie Jego życia. I nigdy długo nie tęsknił za  „nieznanym”…

    Niewspółmierne z żadną inną dziedziną życia jest sportowe pragnienie ciągłego doskonalenia siebie i duch rywalizacji. Ci, których bieganie już oczarowało na dobre- mogą ten „ niepokój” zrozumieć. Czesław Nocuń, to warecki biegacz- amator, z wyglądu spokojny i pogodny. Ustabilizowane życie emeryta, czystość i porządek wokół- nie są jednak dowodem Jego stonowanego ducha. Kolejny sportowiec- legenda naszego miasta, od trzydziestu lat, każdego dnia podejmuje się wyzwań nie na miarę zwykłego śmiertelnika. Walczy ze sobą o siebie. Walczy, bo wie, że ma jedno tylko, niepowtarzalne życie.

    Z łezką w oku wspominam niedawne, przypadkowe, cudowne spotkanie z Panem Czesiem- na rozstajach leśnych dróg. Czas epidemii i wszelkich obostrzeń. Zakaz wychodzenia z domu, nakaz dystansu społecznego, nawet z lasów ludzie uciekali. Szaro i buro mi było od tej bezdusznej samotności. Któregoś słonecznego wczesnowiosennego poranka , przemierzając zakrzewskie bory- o dziwo spotkałam człowieka. Biegł bez czapki i rękawiczek, spocony, owiany pierwszym cieplejszym tego roku wiatrem. Przywykłam już, że ludzie w takim przypadku pozdrawiają się z daleka lekkim ręki skinieniem…i to wszystko. Nie w przypadku Pana Czesia. Podbiegł  rześki i uśmiechnięty- z szeroko rozwartymi ramionami, by uściskać mnie i ucałować. Starszy senior, w wieku powszechnie zwanym „ zagrożonym”. Nie dla Niego strachy te i żale. On do przodu będzie gnał wytrwale. Nie dla Niego szarości i smutki. Żywot ludzki jest na to zbyt krótki!

    Cztery lata temu przytrafił Mu się niechcący wypadek w pracy. Pojawił się krwiak-  i pierwsze chyba od niepamiętnych czasów spotkanie ze służbą zdrowia. Dokładne badania i analizy. Niemożliwość wysiłku fizycznego przynajmniej na pół roku. Niebywały marazm i pustka. Brak perspektyw. Badająca Pana Czesława lekarka wykryła przy okazji- zwyrodnienie kręgosłupa lędźwiowego. Totalny zakaz biegania. Co dalej?

    W ciągu półrocznej przerwy- krwiak się niepostrzeżenie wchłonął. Zwyrodnienie pozostało zwyrodnieniem- z tym, że zagłuszonym codziennym ćwiczeniem. Pan Czesław nie dał za wygraną. Wstaje rano- i mimo bólu- rozpracowuje wszystkie partie pleców. Po takiej eskalacji wysiłku- zasługuje na nagrodę. 13-kilometrowy wojaż po lesie, by poczuć, że życie Go niesie!

    Jakże żywy przykład na to, że zapał, determinacja i umiłowanie naturalnego świata- mogą pokonać wszelkie niedogodności losu. Jaka siła- do pokonywania narzucanych nam dzisiaj masowo uprzedzeń! Czesław Nocuń, jeden z honorowych członków naszej wareckiej elity biegaczy- wciąż urzeka, pokazując- jak żyć, by nie przegrać życia.

    Agnieszka Rudnicka

     

     

    Redakcja Warka24.pl
    Redakcja Warka24.pl
    Naszą redakcję tworzą mieszkańcy Warki, instytucje oraz organizacje. Jeśli interesujesz się naszym miastem, lubisz pisać artykuły, śledzisz na bieżąco wyniki sportowe bądź uczestniczysz w kulturalnym życiu miasta to zapraszamy Cię do współpracy z portalem. Dołącz do naszego grona!

    NAJPOPULARNIEJSZE